|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
LR T James przybrał chytry wyraz twarzy i odrzekł: Cóż, chodzi o jej pieniądze, wie pan. I zgadza się pan na wszelkie jej zachcianki, tylko dlatego, że to ona trzyma kiesę? A czemuż by nie? - zapytał go James. Młodszy już nie będę. Nie chcę w tym wieku szukać pracy. Na twarzy pana Addera przez chwilę malował się wyraz zniesmacze- nia. Jeśli woli pan zarabiać pieniądze, będąc na usługach żony, to nic nie mogę dla pana zrobić. Ale nigdy wcześniej nie poznałem człowieka, któ- rego wygląd aż tak by wprowadzał w błąd. Myślałem, że cechuje pana silny charakter, moralność i ugruntowane przekonania i że pan nie daje się ni- komu podporządkować. Zaczyna mi się pan wydawać trochę nieuprzejmy, panie Adder. Niech mi pan wybaczy. Chciałem tylko pomóc. Pan Perth" wstał i umknął na górę, gdzie opowiedział Agacie, z nie- jakim zadowoleniem, jak to właśnie uznano go za pierwszorzędnego pan- toflarza zahukanego przez żonę. Agatha nieco się zirytowała, gdy blond piękność, która prowadziła zajęcia z aerobiku, wyszła pożegnać się z Jamesem. Agatha zaczekała w samochodzie, gniewając się i rozmyślając, o czym to też rozmawiają ze sobą. Widziała, że James wyciąga swój notesik i coś w nim zapisuje. Może jej numer telefonu? Agatha zapłonęła z zazdrości. James nie należał już do niej i był narażony na zabiegi każdej blond harpii, która chciałaby złapać go LR T w swoje polakierowane szpony. Gdy skończył wreszcie swoją konwersację, Agacie chciało się płakać. Wreszcie James wskoczył na siedzenie kierowcy. O czym tak rozmawialiście? spytała Agatha, starając się, by jej głos brzmiał spokojnie. A nic, takie tam pogaduchy - odpowiedział. Chyba powinniśmy pojechać prosto do Londynu, pod ten adres przy Charles Street. Podróż upłynęła im w niemal całkowitym milczeniu, jako że Agatha biła się z niechcianymi uczuciami, a James zatopiony był w rozmyślaniach. Przy Charles Street, kolo Berkeley Square, niczego nie odkryli. %7ładna pani Gore-Appleton tam nie mieszKała, teraz ani wcześniej Nie płaciła czekiem ani kartą? - spytała Agatha. Nie, gotówką. Tak widniało w rejestrze. Cholera. To teraz co? Na noc wracamy do Carsely. A jutro spróbujemy u sir Desmonda Derringtona. Tej nocy Agatha nie mogła zasnąć. Bardzo chciała się dowiedzieć, co też James zapisał sobie w notesie, gdy rozmawiał z blondyną od aerobiku. Poczekała, aż była pewna, że James już zasnął, i zakradła się do jego sypialni. Pokój był jasno oświetlony blaskiem księżyca. Dostrzegła spodnie Jamesa przewieszone przez oparcie krzesła, a z ich tylnej kieszeni wystawał notesik. LR T Nie spuszczając z oka postaci śpiącej w łóżku, Agatha delikatnie wy- jęła notesik z kieszeni spodni i wyniosła do swego pokoju. Otworzyła i przewertowała do ostatniej zapisanej kartki. W zdumieniu odczytała gęste pismo Jamesa, które jej zakochane oczy nauczyły się rozszyfrowywać: Klub Anonimowych Współuza- leżnionych. Pod spodem widniał londyński adres oraz numer kontaktowy. A to ci suka", pomyślała Agatha, na tę chwilę zapomniawszy, że po- winna być zmienną, dominującą kobietą, której mąż był uzależniony od jej gotówki. Czy teraz, gdy już pani zaspokoiła swą ciekawość, mógłbym od- zyskać swój notatnik? dobiegł ją od drzwi głos Jamesa. Agatha zarumieniła się ze wstydu. Ja tylko chciałam spojrzeć na te nazwiska, które spisałeś w biurze. To nie ta strona - powiedział. - Ty masz być władczą, bogatą babą, a ja podporządkowanym jej pasożytem, pamiętasz? Stąd ta sugestia leczenia. Myślałam, że śpisz - brzmiała jedyna odpowiedz Agathy, jaką zdolna była z siebie wydusić. Powinnaś wiedzieć, że łatwo się budzę. Przepraszam, James - wymamrotała Agatha. - Wracaj do łóżka. LR T Rozdział IV Sir Desmond Derrington mieszkał w gustownym cotswoldzkim dworze kilka mil od Mircesteru, przy drodze na Oksford. Gdy podjeżdżali do dworu, Agatha zobaczyła, że do drzewa przy drodze przyklejono plakat. Oznajmiał, że tego dnia ogrody sir Desmonda są dostępne dla ogółu. Oby tam był rzekł James w odpowiedzi na zwrócenie mu uwagi na ten fakt. - Oby nie wyjechał, oprowadzanie ludności pozostawiając na- jętym wieśniaczkom. Agatha, desperacko poszukując kogoś, kto by wyglądał jak morderca, na widok sir Desmonda zrazu odczuła zawód. Nachylał się właśnie nad jakimś ozdobnym krzewem, objaśniając jego dzieje i metody sadzenia pewnej grubszej pani, która ogromem swej tuszy wierciła się, sprawiając wrażenie, jakby żałowała, że zadała pytanie o ową roślinę. Sir Desmond wyglądał jak filar społeczeństwa, podstarzały, siwy, o długim nosie, żonaty z wysoką i chudą kobietą o donośnym głosie, która pełniła właśnie honory w innej części ogrodu. Lady Derrington mimo panującego chłodu nosiła bawełnianą sukienkę w deseń i o krótkim rękawie, miała twardy, płaski tył i takiż przód. Na głowie miała sztywną trwałą, a jej patrycjuszowskie oblicze spoglądało na kwiaty i rośliny z taką wyższością, jakby była oburzona, że wyrosły bez jej pozwolenia. Gruba kobieta odeszła od sir Desmonda i wtedy zbliżył się do niego James. Podziwiałem tę piękną glicynię, którą mają państwo tam, na murze - pochwalił. LR T Ach, tamtą gospodarz wytężył swój wzrok w kierunku muru domostwa. - Bardzo ładnie wygląda wiosną. Mnóstwo kwiatów. Ja ze swoją mam pewne trudności powiedział James. Zasa- dziłem ją dwa lata temu, ale niezbyt urosła i słabo kwitnie. A skąd ją pan ma? Ze szkółki Brakenhama. E, tamci! - sir Desmond fuknął z pogardą. - Nic bym od nich nie kupił. Hetty, moja żona, otrzymała kiedyś od nich w prezencie hortensję. Roślina zwiędła po tygodniu. A wie pan, dlaczego? - Sir Desmond dzgnął Jamesa w pierś palcem wskazującym. - Brak korzeni. To okropne. W przyszłości będę ich unikał. Agatha szła właśnie w kierunku obu mężczyzn. Dosłyszała, jak sir Desmond mówi: Wokół sami szarlatani. Skąd pan jest? Z Carsely. Czy wic pan, wybrałem się tam kiedyś do ogródków, w dzień, gdy były otwarte dla ogółu i jedna kobieta miała ws/.ystko kupione, już wyro- śnięte, a próbowała udawać, że to z własnego siewu. Nawet nie wiedziała, jak się co nazywa. Spostrzegłszy, że mowa o niej, Agatha oddaliła się dyskretnie, zosta- wiając rozmowę Jamesowi. Podeszła za to do lady Derrington. Aadny ogród - powiedziała Agatha. LR T Dziękuję - odrzekła lady Derrington. - Obok domu mamy jakieś rośliny
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|