|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie zrobiłem tego z jakiejś szczególnej sympatii do pana. Niech pan sobie tylko wyobrazi, co by to było za śledztwo, w którym wszystko kręciłoby się wokół kosmitów, posiadania osobowości, dialogów z samym sobą i temu podobnych. A co najgorsze, oprócz pana potwierdziłyby to jeszcze dwie nie karane osoby. Dziękuję panu rzekłem z ulgą, widząc, że starzec wpycha do kieszeni swoje ciężko zdobyte pieniądze. A potem znów przemówił ze mnie Hiacynt: Proszę państwa mówił żeby nie było pomyłki. Wydaje się, że to ciało wydostało się z tarapatów i moglibyśmy teraz załatwić moją sprawę. Oczywiście zgodził się Haseł i zaraz potem odezwało się jego drugie ja: Dziwne, że w końcu sobie przypomnieliście. Niech wam się nie wydaje, że nam jest szczególnie miło tracić czas na waszej planecie. I do tego to ciało nie jest najwygodniejsze... przepraszam pana, proszę się nie obrazić, ale ja nawykłam mówić szczerze. Przejdzmy więc do rzeczy podsumował komisarz. Ponownie zgłosił się Hiacynt: Istnieje mały problem. Zauważyłem, że u was nic nie można zrobić bez tak zwanych pieniędzy. Odniosłem wrażenie, że zginęlibyście obok magazynów pełnych towarów, gdyby przypadkiem zabrakło pieniędzy. Ale to teraz nieważne. Ważne jest coś innego. Mnie jest po- trzebna rtęć. Nie mam jasnego wyobrażenia o różnicach wielkości waszego i naszego świata, ale przypuszczam, że jednak będziemy mogli nabyć wystarczająco dużo rtęci. Problem jest w tym, że ja nie mam pieniędzy, a za to oczywiście trzeba zapłacić. Gdybyście mi mogli pomóc, byłoby dobrze. Inaczej byłbym zmuszony dostać się do jakiegoś ciała, które ma dostęp do rtęci, i w ten sposób sobie poradzić. To ciało tu wskazał na staruszka, który właśnie zbierał się do wyjścia jest wprawdzie uszkodzone, ale mógłbym je wykorzystać. Zdecydujcie się, póki tu jeszcze jesteście. Mówi Panikkar oświadczyłem, żeby wszyscy wiedzieli, kto mówi. Chętnie bym pomógł, ale najpierw musiałbym wiedzieć, czy jeszcze jestem kasjerem w domu towarowym Excelsior". Naturalnie, jest pan usłyszałem głos Hasela, ale chciałem się upewnić. Czy to pan powiedział, czy dama, która jest w panu? Ja się nie mieszam w wasze sprawy. To powiedziało ciało samo z siebie. No to w porządku. Zdobędę rtęć. Tu jednak odezwał się Haseł. Powiedział, że w jego interesie jest, żebyśmy załatwili sprawę gości, bo i jego ciało służy komuś, kto się porusza po Ziemi, chociaż tym kimś jest niewątpliwie urocza dama. Czy może pan zdobyć dla nas rtęć? zapytała Dolores poszkodowaną ofiarę, która jeszcze mięła w palcach tysiączek. Mógłbym panu podać adres mego pryncypała. On ma klucze od warsztatu i magazynu. Tylko... jeśli mam być szczery, zupełnie nie rozumiem, co tu się dzieje. Nie musi pan rozumieć ucięła Dolores. Niech pan da nam adres i na tym dla pana sprawa się skończy. *** Dalej wszystko potoczyło się szybko, ale nie mógłbym powiedzieć, że i gładko. Kupiliśmy dwa litry rtęci i umieściliśmy w butli. Zadanie podzieliliśmy między siebie: Haseł zapłacił, a ja niosłem, co nie było łatwe, gdyż ta rtęć razem z butlą ważyła około 27 kilogramów. Mnie się wydawało, że paliwa, to jest rtęci, będzie za mało, ale Hiacynt był przekonany, że jakoś da sobie radę. Nasz świat jest mniejszy od waszego było jego najmocniejszym argumentem. Gdy dotarliśmy do domu, w którym i Hiacynt, i jego żona spotkali psa, nie 'zdołaliśmy odnalezć statku kosmicznego. Przypuszczałem, że znalazło go dziecko i myśląc, że to zabawka, zabrało. Nie mówiłem jednak o tym, żeby nie załamać ich na duchu. Na ekspedycję wybraliśmy się Haseł, Dolores i ja, do czego trzeba dodać i oboje niewidzialnych uczestników. Hiacynt od czasu do czasu wychodził z mojego ciała, gdyż moimi oczyma i tak nie mógł widzieć przedmiotów ze swojego świata. I tak odkrył obie awionetki, na których wylądowali on i jego żona. Trochę pózniej odtworzyli położenie swego statku kosmicznego. Musiał znajdować się na ławce. Ale i to nie dało wyników, bo ławka była pusta. Na ławce coś musiało być oświadczył Hiacynt. Za pomocą przyrządów na statku stwierdziliśmy, że otaczają nas jakieś wielkie wąskie kolce, a teraz tego nie ma. Nikt z nas nie mógł sobie wyobrazić, co by to mogły być za wielkie i wąskie kolce, ale zapytaliśmy właściciela ławki, czy w ostatnich dniach coś na niej leżało. Gdy zapytał, co by to mniej więcej mogło być, odpowiedziałem, że darnina albo wazon z kwiatami. Nie, nic takiego na ławce nie było. Wtedy odezwał się Hiacynt, ale byłoby dużo lepiej, gdyby milczał. Niech pan sobie przypomni, to było tego dnia, kiedy mnie pan uderzył kijem po plecach, a wtedy ja pana przewróciłem na ziemię. Chciałem pana ugryzć, ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, jak twarda jest pańska skóra i jak silne są moje szczęki, więc zrezygnowałem. Właściciel ławki zaczął mi się uważnie przyglądać, a potem stwierdził, że musiałem się pomylić, bo on od ponad miesiąca nikogo nie uderzył, a jego jeszcze nikt nigdy w życiu nie powalił. Najgorsze, że za tę wypowiedz odpowiedzialny byłem ja. Próbowałem to naprawić: Wie pan, mój przyjaciel... och, to jeszcze gorzej... tłumaczyłem obrazowo. Miałem na myśli pańskiego psa. Pan go uderzył kijem, a on pana powalił. Czy tak? Człowiek najpierw z powątpiewaniem pokręcił głową, a potem skinął twierdząco. Tak, to się rzeczywiście zdarzyło. Jego Fido był tego dnia bardzo dziwny, a w ogóle jest bardzo wierny. A co było w tym czasie na ławce? zapytał Hiacynt. Nic, o ile pamiętam... zaraz, odłożyłem kapelusz, ale to nie jest ani kwiat, ani trawa. Może ten, który ma pan teraz na głowie? zapytałem pełen nadziei. Tak to ten. Ale nie rozumiem, dlaczego to ma być takie ważne. W ogóle wszyscy troje wydajecie mi się jacyś dziwni, a zwłaszcza pan. Kiedy mężczyzna umilkł, chciałem usłyszeć, co Hiacynt myśli o tym wszystkim, ale odpowiedzi nie było. Zwróciłem się do Hasela, mając nadzieję, że nawiążę kontakt z żoną Hiacynta, ale odpowiedział mi tylko pełnoprawny właściciel tego ciała. Co by to miało znaczyć, martwię się. .Ale nikt nie mógł dać mi zadowalającej odpowiedzi. Dopiero jak już byliśmy pewni, że na zawsze straciliśmy kontakt z naszymi gośćmi, odezwałem się w imieniu Hiacynta: Wszystko w najlepszym porządku. Odnalezliśmy statek, on się rzeczywiście znajduje na kapeluszu tego ciała. Teraz rozumiem, co to za wysokie kolce. To włoski weluru. No, a jak byśmy teraz załadowali paliwo? Spojrzałem na butelkę. Czy mam wylać całą tę rtęć na kapelusz? Oczywiście pomysł był głupi. A Hiacynt już zaczął. Spostrzegłem, że otwiera butelkę. Wtedy ją przechyliłem i ostrożnie wylałem kilka kropli na kamienną podłogę. Nie zauważyłem, żeby z tą rtęcią coś się działo. Jedynie powiedziałem sam do siebie: Nie ruszaj się teraz. Ja to wszystko zrobię. Potem odezwał się Haseł: Dziękujemy państwu najpiękniej za pomoc. Zaopatrzyliśmy się w paliwo i odlatujemy. Jak widzicie, nie wzięliśmy dużo rtęci. Dopiero teraz odkryliśmy, jaki nasz świat jest malutki wobec waszego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|