|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Hohenegg. Chciałem przynajmniej umożliwić Józefie wypłakanie się nad grobem męża. Długie milczenie zaległo między nimi. Rita cicho płakała. Drżała na myśl, że Rainer, kiedy się wykuruje, będzie musiał znów wrócić na wojnę i może go spotkać ten sam los co Rudiego. Drżała też na myśl o chwili, kiedy Józefa się dowie, jakie ją spotkało nieszczęście. Rainer nie mógł znieść trwożliwego, badawczego wzroku siostry. Twarz jego miała wyraz smutku i udręki. Daremnie usiłował powiedzieć coś pocieszającego, coś skłamać - spazm ściskał mu gardło. Nagle Józefa się wyprostowała i utkwiła w nim wzrok. I jak szalona zaczęła potrząsać jego zdrowym ramieniem. - Mówże wreszcie! Czy nie widzisz, że odchodzę od zmysłów ze strachu i niepokoju? Co z moim Rudim?! Krzyk wydarł się z jej piersi. Rodzice ją objęli. - Spokojnie, opanuj się, moje dziecko, bo sobie zaszkodzisz, uspokój się - błagała matka. Ale Józefa dalej wpatrywała się w Rainera. - Mów! Nie dręcz mnie tak okropnie! Powiedz prawdę, co jest z moim Rudim! Widzę po waszych minach, że coś się z nim stało. Rainerze, przecież nie... nie, nie, powiedz mi, on żyje, tak, on żyje! Ach, byleby tylko żył! - wołała Józefa zrozpaczona. Nagle rzuciła się do Rity i potrząsnęła nią jak oszalała. - Miej choć ty litość nade mną, Rito, ty potrafisz mnie zrozumieć, powiedz, że mój Rudi żyje. Rita spojrzała na nią ze smutkiem. Teraz już nie można było dłużej ukrywać prawdy. Z płaczem potrząsnęła głową. Józefa, jakby nie rozumiejąc, patrzyła na przeczący ruch głowy, który odbierał jej resztki nadziei. - Nie żyje! Nie żyje! Mój Rudi nie żyje! O, ty okrutny Boże! - krzyknęła i padła zemdlona. Wreszcie, w pięć dni po powrocie Rainera, Józefa poczuła się lepiej, spadła jej gorączka. Młoda kobieta zapadła w głęboki sen, który trwał przeszło dwa dni i dwie noce. A ten wzmacniający sen przyniósł jej uzdrowienie. Ale z omdlenia zbudziła się do nowego życia już zupełnie inna Józefa. Znikła jej pogodna wesołość. Stała się cichą, bladą kobietą, która wielkimi, smutnymi oczami spoglądała gdzieś przed siebie. A kiedy podawano jej małe, słodkie stworzenie, którego była matką, drżała ze smutnym uśmiechem na ustach. Tymczasem nadeszła trumna z ciałem jej męża. Józefa błagała tak długo, aż zaprowadzono ją do trumny. Nie uroniła ani jednej łzy. Głaskała trumnę, przykładała twarz do zimnego metalu i szeptała drżącym głosem czułe słowa. Trzeba ją było siłą odciągnąć od trumny. Nazajutrz pochowano hrabiego Rudiego Hassbacha w grobowcu rodzinnym w Hohenegg. Kiedy odprowadzono nieszczęśliwą młodą wdowę z powrotem do jej pokojów, a Rita z czułością się nią zaopiekowała, Józefa ujęła jej dłoń i rzekła bezdzwięcznym, załamującym się głosem: - Jedz z twoim Rainerem do Villau, Rito. Nie chcę wam zazdrościć, a musiałabym, widząc was razem. Jedzcie do Villau i nie żałujcie sobie ani chwili, ani sekundy, które wam los darował. Róża otrzymała list od Rity zawiadamiający ją o śmierci hrabiego Rudiego Hassbacha i o tym, że Rainer jest ranny. A także o tym, jak ciężko przeżyła Józefa stratę męża. Było Róży bardzo ciężko na sercu i tęskniła do człowieka, z którym by mogła porozmawiać. Zgodnie z życzeniem Hassa wprowadziła się do pokojów jego zmarłej matki. Dla Hassa przygotowano pokoje ojca. Róża codziennie chodziła po tych pokojach. Także dzisiaj skierowała tam swe kroki. W gabinecie stało sprowadzone z Berlina biurko z wpuszczanym blatem, niezbędne Hassowi do pracy. Ach, jakże często Róża przykładała palce do miejsca, gdzie spoczywały jego ręce. Do tego pokoju chroniła się także, kiedy otrzymywała listy od męża. Wtulona w fotel przy biurku czytała jego serdeczne, czułe słowa. Wieczorami zaś siadywała tutaj i odczytywała wciąż od nowa wszystkie jego listy. Nigdy nie miała tego dość. Trinie robota nie szła dziś zbyt sprawnie. Co chwila spoglądała na zegar, a potem na twarz Róży. Młoda pani zwijała kłębki wełny i wydawała się tak zatopiona w pracy, że chyba nie zauważyła, iż była już piąta. A około piątej jeszcze raz przychodził listonosz. Trzymano dla niego gorącą kawę i kanapki. Czy przyjdzie dziś i czy coś przyniesie? Od czterech dni nie było nic od jaśnie pana i od Friedera. Czy jaśnie pani nie jest także niespokojna? Trina westchnęła ciężko i głęboko. Róża spojrzała na nią i spotkała jej oczekujący wzrok. A potem zerknęła na zegar i skinęła Trinie, jakby odpowiadając na nieme pytanie. Wtedy Trina zerwała się i poszła wypatrywać listonosza. A on właśnie szedł przez plac przed pałacem i wymachiwał czapką. Umówiony znak, oznaczający: Coś przynoszę". Trina pobiegła mu na spotkanie. - Dla mnie, panie Habermann? - Owszem, i dla ciebie kartka od Friedera. A tutaj także list dla jaśnie pani. Nie, nie, Trino, wręczę go pani sam, też chcę mieć swoją przyjemność. Dał Trinie tylko kartkę i poszedł dalej. Trina stała pod lampą u wejścia i czytała: Kochana Trino! U nas wszystko dobrze, jaśnie pan wciąż lata pomiędzy kulami i granatami, ale to nic. My zawsze jesteśmy górą nad Francuzami. Bądz zdrowa, Trino. Twój Frieder". No więc i Trina się doczekała. A teraz pośpieszyła za starym Habermannem do czeladnej. Chciała także ujrzeć promieniejącą szczęściem twarz jaśnie pani.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|