[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gła na dół i kupiła sześć egzemplarzy  New Yorkera w kiosku na rogu. Dzięki temu zawsze
będzie miała jakiś egzemplarz pod ręką, żeby pomachać Danowi przed nosem, gdy poczuje
siÄ™ wyjÄ…tkowo beznadziejny.
Jak się dobrze nad tym zastanowić, to raczej ona powinna się denerwować. Wiersz
mówił o facecie, który obawia się kobiet, a w szczególności swojej dominującej dziewczyny.
Ludzie, którzy ich znają, pomyślą, że Vanessa to prawdziwa jędza. Ale ostatnia linijka była
tak słodka i seksowna, że nie mogła narzekać.
Zaopiekuj siÄ™ mnÄ…. Wet mnie. Zaopiekuj siÄ™. Wez mnie.
Kiedy to czytała, miała ochotę zerwać z siebie wszystkie ciuchy i wskoczyć na Dana.
Delikatnie, rzecz jasna.
I wtedy właśnie, przerywając jej rozmyślania, Dan wypadł przez czarne drzwi z River-
side. Pomachał pogniecionym  New Yorkerem do Vanessy i popędził do niej. Miał na sobie
zniszczone pumy i granatowe sztruksy. Cmoknął ją w usta - pocałunek był ckliwy i mokry.
- To był najlepszy dzień w moim życiu! Kocham cię!
- Nie musisz być taki romantyczny, żeby znowu dobrać się do moich majtek - zachi-
chotała Vanessa i pocałowała go znowu. - Jestem zawsze do dyspozycji. A tak przy okazji,
też cię kochani.
- Super. - Dan uśmiechnął się do niej bezmyślnie.
Vanessa nie mogła uwierzyć, że to ten sam Dan, którego widziała wczoraj. Nadal był
blady, chudy i przesiąknięty kofeiną, ale jego brązowe oczy lśniły i na policzkach - zwykle
ziemistych - rysowały się dołeczki od uśmiechu. Czekaj no. Od kiedy to widać jego oczy?
- Wow, obciąłeś włosy! - zauważyła i odsunęła się o krok, żeby mu się przyjrzeć.
Dan poprosił fryzjera, żeby obciął go krótko, ale zostawił długie baczki, myśląc, że to
go odróżni od reszty przygłupich uczniów z klasy. Przeciągnął dłonią po głowie, zakłopotany.
Czuł się dziwnie, ale też jakby czyściej i bardziej... spójnie. Właśnie tego chciał - żeby oce-
niano go po jego pracy, a nie po włosach.
Vanessa położyła ręce na biodrach przykrytych czarną parką. We fryzurze Dana było
coś celowego, jakby naprawdę chciał wyglądać jak artysta, członek cyganerii, a nie uzyskał
taki efekt przypadkowo.
- Wyglądasz inaczej - zastanawiała się na głos, trochę tęskniąc za dawnym, niechluj-
nym Danem. - Ale chyba siÄ™ przyzwyczajÄ™.
Za ich plecami grupka chłopców z ósmej klasy wysypała się ze szkoły, śpiewając Hel-
lo Dolly na całe gardło. Właśnie wyszli z lekcji muzyki i byli jeszcze zbyt młodzi i niewinni,
żeby zdawać sobie sprawę z tego, jak gejowsko to brzmi.
Hello, Dolly, Well hel - loo. Dolly!
It's so nice to have you back where you belong!
Dan wyciągnął paczkę cameli bez filtra z torby, włożył papierosa do ust. Palce drżały
mu straszliwe, gdy zapalał. No, przynajmniej to się nie zmieniło. Podsunął paczkę Vanessie.
- Chcesz jednego?
Vanessa zaśmiała się cicho z niedowierzaniem.
- Od kiedy ja palÄ™?
Dan wypuścił dym w powietrze nad jej głową i przewrócił oczami.
- Przepraszam. Sam nie wiem, dlaczego to powiedziałem. - Schował paczkę do torby i
złapał zmarznięte pałce Vanessy. - Chodz, przejdzmy się gdzieś. Mam ci coś ważnego do po-
wiedzenia.
Gdy ruszyli, ze szkoły wyszedł Zeke Freedman, kozłując jaskrawoniebieską piłką do
kosza. Zeke był wielki i ciężki, ale w Riverside robił za gwiazdę koszykówki. Czarne kręcone
włosy zapuścił aż do ramion. Miał na sobie nową, szarą kurtkę snowboardową. Zeke i Dan
byli najlepszymi przyjaciółmi od drugiej klasy, ale przez ostatnich kilka miesięcy rzadko się
spotykali, bo Dan miał co innego na głowie.
To znaczy kobiety i poezjÄ™.
Dan zdał sobie sprawę, że nawet nie wie, do którego colleges Zeke złożył papiery. Od-
dalili się od siebie głównie z winy Dana, który czuł się z tego powodu fatalnie.
- Cześć. Zeke! - zawołał.
Zeke zatrzymał się. W nowej kurtce jego masywna sylwetka wyglądała jeszcze ciężej
niż zwykle.
- Cześć, Dan - odparł z niepewnym uśmiechem, kozłując piłkę na zamarzniętym chod-
niku. - Cześć, Vanessa.
- Co myślisz o nowej fryzurze Dana? - zapylała Vanessa z rozbawieniem. - To część
nowego wizerunku Pana Drukowanego Poety.
- Tak? - Zeke najwyrazniej nie wiedział, o czym Vanessa mówi. Zerknął na ulicę i
uderzył mocno w piłkę. Odbiła się i w końcu ją złapał. - Do zobaczenia.
- Nara - odpowiedział Dan, patrząc, jak przyjaciel drybluje, piłką, odchodząc ulicą.
- No, cóż to za nowiny? - zapytała Vanessa, gdy ruszyli na zachód Siedemdziesiątą
ÓsmÄ….
Zimny wiatr poganiał chmury po bladoszarym niebie. Patrząc w dół przecznicy, mię-
dzy gałęziami pozbawionych liści drzew Dan dostrzegł rzekę Hudson.
- Słuchaj - zaczai, trzymając Vanessę w napięciu - dziś rano zadzwoniła do mnie na
komórkę ta słynna agentka literacka, Rusty Klein, i zostawiła mi zwariowaną wiadomość.
Uważa, że jestem następnym Keatsem, i powiedziała, że nie możemy tracić rozpędu, teraz,
kiedy przyciągnęliśmy uwagę czytelników.
- Wow! Nawet ja ją kojarzę - odparła Vanessa najwyrazniej pod wrażeniem. - Ale co
to właściwie znaczy?
Dan wydmuchnął obłoczek dymu.
- To chyba znaczy, że chce mnie reprezentować.
Vanessa zatrzymała się. I tak nie bardzo wiedziała, dokąd idą.
- Przecież zna tylko jeden twój wiersz. Co ma zamiar zrobić? Nie chcę być złym pro-
rokiem, ale musisz uważać na takich ludzi jak ona. Dan. Może próbować cię wykorzystać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blacksoulman.xlx.pl
  •  

    Powered by WordPress dla [Nie kocha siÄ™ ojca ani matki ani żony ani dzieca, lecz kocha siÄ™ przyjemne uczucia, które w nas wzbudzajÄ…]. • Design by Free WordPress Themes.