|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Opowieści mówią raczej o długim ciemnym tunelu i świetle na końcu. A może pogrążony w nieświadomości przebył już tunel, znalazł się w jądrze owego światła? Ztrudem rozwarł powieki. Miał wrażenie, żezostały posmarowane mocnym klejem. Wreszcie się udało. Jednakw chwili, gdy otworzył oczy, znów musiał je zamknąć. Po niedawnych ciemnościach podziemi blask był niedo zniesienia. Zato zyskałpewność, że rzeczywiściejest już po drugiej stronie. Rzeczywiście? Zaraz nadeszła wątpliwość. Czy po śmierci może głowa boleć tak, żezbiera się na mdłości? - Budz się wreszcie,człowieku - nad uchem zabrzmiał znajomykobiecy głos. - Ilebędziesz jeszcze się wylegiwał? Pokonując ból i przerazliwie rażący poblask, otworzył oczy. - To ty? - wymamrotał. -Jak? Skąd? 211. - Ten twój znajomy, Baliński, przywiózł mnie tutaj. Milczał przez chwilę, zanim zapytał. - Madziu. -Tak? - Długo już przy mniesiedzisz? -Od wczoraj. Nic nie pamiętasz? Podobnokiedy cię przywiezlido szpitala, miałeś strasznie dużo do powiedzenia. Wsłuchał się w siebie. Nie potrafił sobie przypomnieć nic, co nastąpiło po rozmowie z kapitanem, zanim stracił świadomość. - Gdzie Patryk? - ogarnął go nagłyniepokój. - Został u. - urwała. Trwało chwilę, zanim dotarło doniego, co oznacza zająknięciesiężony. Zdawało mu się, że cały wbije się w poduszki zezłości, żalu i upokorzenia. - Musiałaś go jednak zawiezć akurat tam, do tego swojego Jarusia? -Uznałam, że tak będzie najbezpieczniej. Sam mówiłeś, żepowinnam dobrze się ukryć. Miałeś rację. Po drodze wstąpiłam do domu. Jest splądrowany, wszystko porozrzucane. Dobrze, że pojechałam do. do niego. U rodziny łatwiej by było nas znalezć. - Jak widzisz, Baliński odszukał was bez trudu nawet u twojegogacha. Chciałaś po prostu pojechać do kochankai pojechałaś. Niedorabiajdo tegoideologii. A teraz odejdz. Chcę zostać sam. Nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia. - Ale - głos jej zadrżał -aleja cię kocham. -Nie kłam, nie potrzebuję tego. Lekarz napewno powiedział, żemam się nie denerwować. Ale świadomość, jak międzynami jest jużmnie nie zabije ani nawet nie pogorszy mojego stanu. Odejdz. Szkoda, że jednak nie umarłem. Słuchał jakżona płacze, ale nie potrafił znalezćw sobiesił, żebyjej powiedzieć coś życzliwego. Prędzej czy pózniej musiało się takskończyć. Niech będzie z głowy już teraz. Ona pójdzie swoją drogą,a on. Nieważne. Tylko Patryk. Ale chłopak już zaczął się domyślać, co w trawiepiszczy. Ilejeszcze mogli przednim grać? Miesiące? Rok? Nie dłużej. Dzieci zawsze najbardziejcierpią na kłótniachdorosłych. 212 Baliński wyniósł go z podziemi nawłasnych plecach. Tyle Michałdowiedział się od lekarza. Wyniósł i poszedł do najbliższego domuwezwać pogotowie. Ale niepozwolił zamknąć Wrońskiego w oleśnickim szpitalu. Kazał go wiezć na Weigla do Wojskowej Kliniki weWrocławiu. Lekarzowi, który protestował i upierał się, żeby rannegodostarczyć do macierzystego ośrodka, najpierw pokazał legitymacjęsłużbową, a kiedy ten dalej chciał robić swoje, wyjął pistolet i w niewybrednych słowach opowiedział mu, jaki los go czeka, jeśli nie wypełni polecenia. A potem zadzwonił do klinikii w równienieoględnysposób wyłuszczył lekarzowi dyżurnemu swoje oczekiwania. Dzwoniłpotem jeszczekilkanaścierazy dowiadywać się o stan zdrowiapacjenta. Doktor pogotowia, który wypełnił polecenia kapitana, na drugidzień napisał na niego skargę do ministra spraw wewnętrznych. Chciał, żeby za grożenie bronią bez ważnego powodu poniósł surowe konsekwencje. Nawet wyżsifunkcjonariusze niemogąbyć bezkarni. - Co tu dużo gadać, pewnie uratował panu życie. W waszymszpitalu tylko bypana ustabilizowali i tak czy inaczej wysłali do Wrocławia, a tak znalazł się pan na miejscu dobre kilkadziesiąt minutszybciej. Atamtemu z pogotowia pogroził, bo gość nie miał najmniejszego zamiaru daćsię przekonaćpo dobroci. Co prawda ponoć kapitan dokładnieopisał coi w jakiej kolejności mu odstrzeli, a takżeprzedstawił skutki odpalenia granatu wodbycie, ale wtakich nerwach. nie ma co się dziwić. W tej chwili Wroński pożałował, że parę razyzalazł kapitanowi zaskórę. Ale co robić. Takto bywa, jak człowiek się konspiruje, nie mazaufania do nikogo. Naraża się na podobne przykrości ze strony otoczenia. - Kiedywyjdę ze szpitala? -Najwcześniej 'za dwa miesiące - lekarz rozłożył ręce. - Jeżelinie będzie komplikacji. Odniósł panpoważneobrażenia. Sporo mieliśmy przy tym dłubaniny. Postrzał w udoz kalibrudziewięć i bok 213. przestrzelony kalibrem siedem sześćdziesiąt dwa to pestka. Jednakpłat lewego płuca rozwalony, penetracja odłamkami organów wewnętrznych znowu z dziewiątki, ale tym razem pocisk się rozpadł. Ten, kto strzelał to wyjątkowy sukinsyn. Takiej amunicji używają nieformalnie jednostki specjalne na groznych bandytów. Albo stosują jąwłaśnie bandyci. Do której kategorii ten się zaliczał? - Myślę, że najbliżej prawdybędę mówiąc, że właśnie bandzior. Chociaż z cenzusem ruskiego patrioty. Tak, tomusiał być Wiktor. Flap walił zmaszynowego, szły rykoszety, więc raczej używał konwencjonalnych pocisków. Ale Witia,zabójca Janusza i tajemniczegoDarka. On mógł mieć w magazynkucięte naboje, swołocz posowiecka! Kiedy otym pomyślał, z satysfakcją wspomniał widok rozsypującej się pod łomem czaszki agentaGRU. - Jutro będzie miał pangościa. -Kogo? - próbował podnieść się na łokciu,ale doktorstanowczym gestem zabronił mu sięruszać. - Nie mogę powiedzieć. Jutro siępan przekona. - Czy mogę stąd zadzwonić? Lekarz stanowczo pokręcił głową. - Absolutnie nie! Kapitan Baliński zabronił. Jak znam życie, niechce, żeby pan z kimś rozmawiał, zanim samz panem nie pogada. I pewnie ma rację. Ten lekarzpogotowia ma długi język. Jużtu wydzwaniali zgazet, radia, a nawetz jakiejś telewizji powiatowej. Szczególnie zajadły jest jeden dziennikarz. ma takie dziwne nazwisko. - Niwa? -O, właśnie! Niwa. Pan go dobrze zna? - Ażza dobrze. Najlepiej mu powiedzieć, że umarłem. Będziemiał oczym pisać. Już widzę,jak się ślini,wymyśla szokujące tytuły. "Policjant o podejrzanych koneksjach nie żyje" albo "Wypadekczyzemsta mafii". - Na razie, panie komisarzu, to dla takich ciekawskich mamy jedną wersję. Pana na moim oddziale w ogóle nie ma. Doktor z pogotowia musiał byćalbopijany, albo mocno zmęczony, jeżeli twierdzi, żetu pana przywieziono. 214 - Rozumiem. Tajności w tajnościach, poufne łamane przez ściślene-spec-znaczenia. A kierowcai sanitariusze? - Z tego, cowiem, już następnego rankabyli przekonani, że im; to wszystko tylkoprzyśniło. -Pieniądze czy grozby? - Panie Wroński - lekarz zrobił zbolałą minę - kogo pan wypytuje? Czy jajestem jakimś agentem, pracownikiem wywiadu,kontrwywiadu czy innych służb specjalnych? Wyglądam na takiego? - A jak takiwygląda? Naczole ma to wypisane? Uważam,że wiepan więcej niż się wydaje. I nie zdziwiłbymsię, gdyby był pan bardzomocno związany z tym wszystkim. - A pan jest bardzo niebezpiecznym człowiekiem. Michał uśmiechnął się, chociaż daleko mu było do wesołości. - Co pan chce przez topowiedzieć? -Tylko tyle, ile powiedziałem. A teraz proszę odpoczywać. Siostrazaraz poda panu nową kroplówkę iantybiotyki. Został sam z niewesołymi myślami. Po chwilizjawiła się pielęgniarka, ale ani ona nie była specjalnie rozmowna, ani on nie miałochoty na konwersacje. Zamknął oczy, starając się zasnąć. Był pewien, że nie da rady. Sennie przyjdzie na zamówienie, nie pojawisięMorfeusz gotów ukoić skołatany umysł. Ale musiał być bardzo wyczerpany, bo zanim zdążył do końca wyrazić w myślach wątpliwości,spał jak dziecko.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|