|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ną spódnicę Marca Jacobsa, która leżała na łóżku, a do niej błękitną koszulkę z paciorkami i pomarańczowe drewniaki Miu Miu zamiast nudnej granatowej bluzki i błękitnych mokasy- nów z Tod's naszykowanych przez matkę. A perły? Przykro mi, mamo. Na koniec rozpuściła kucyk i przeczesała jasne włosy palcami. Potem, nawet nie zer- kając w lustro, wyszła z pokoju i stanęła w korytarzu pod drzwiami wyjściowymi. Gdybyśmy wszystkie mogły być równie pewne swojej powalającej urody. - Mamo! Tato! Jestem gotowa! - krzyknęła, próbując udawać podekscytowaną. Pobędzie na przyjęciu pięć, dziesięć minut, akurat tyle. aby jej rodzice wdali się w ja- kąś nadzwyczaj nudną i angażującą rozmowę z Stanfordem Parrisem III albo z innym, starym jak świat, nudnym absolwentem Yale, który od wieków chodził na takie przyjęcia. Potem wy- mknie się i pojedzie do centrum na koncert Ravesów. W końcu, jeśli przez następne cztery lata ma robić za intelektualistkę, musi się bawić, póki ma okazję. Zaraz, zaraz, czy już nie zabawiała się przy każdej nadarzającej się okazji? płyń, płyń po morzach i oceanach! Jeremy, Charlie i Anthony ciągle gadali o Bermudach, więc kiedy weszli na pokład Xharlotte , nazwanej tak na cześć babki Nate'a ze strony ojca, Nate poszukał w komputerze łodzi portu na Bermudach i zaprogramował kurs na zatokę Horseshoe. Ustawił prędkość kilo- metr na godzinę, co oznaczało, że płynęli na Bermudy bardzo wolno. Chociaż opuścili port w Dolnym Manhattanie prawie dwadzieścia godzin temu, dopiero przepływali obok Coney Is- land w Brooklynie. Piątkowy wieczór zamienił się w sobotni. Słońce wisiało nisko nad Staten Island, pod- czas gdy łódz powoli płynęła na południe. Powietrze było chłodniejsze niż nad lądem i pach- niało mokrym psem. Nate i cała reszta towarzystwa na łodzi nadal byli ujarani. Wyciągnęli się leniwie na pokładzie z przymkniętymi oczami i otwartymi ustami albo niespiesznie drep- tali boso pod pokład, żeby uzupełnić zapasy piwa i przekąsek. Dopiero niedawno dotarło do Nate'a, że Blair nie ma na pokładzie. Przypomniał sobie, że dzwoniła do niego zeszłego wieczoru z hotelu Płaza i że chyba zapomniał o umówionym spotkaniu. Oczywiście zadzwoniłby do niej, ale zniknął jego telefon komórkowy, a kiedy po- życzył komórkę od Jeremy'ego, zorientował się. że nie zna numeru do Blair, bo zawsze wy- bierał go z książki telefonicznej w telefonie. Kiedy człowiek jest przez niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę upalony trawą, zadzwonienie do informacji i sprawdzenie numeru do dziewczyny wydaje się niemal przekraczać ludzkie możliwości. Ofiara losu do kwadratu, nie? Nate i jego ojciec sami zbudowali Charlotte w posiadłości Archibaldów na Mt. De- sert Island, w Maine. To był ponadtrzydziestometrowy kecz. dość duży, żeby wygodnie za- brać około setki pasażerów z parku Battery do Hamptons albo siedemnaścioro dzieciaków na Bermudy. W związku z przygotowaniami do nadchodzącego rejsu do Hamptons kuchnia była pełna najlepszych serów, lekkich krakersów, wędzonych ostryg, belgijskiego piwa, szampana Veuve Clicquot i starej whisky. Cztery łazienki wyposażono w prysznice z gorącą wodą, gra- natowe ręczniki Frette oraz ręcznie robione mydełka w kształcie muszelek ze złotym nadru- kiem CHARLOTTE. Kabina kapitana miała najnowsze systemy nawigacji i komunikacji, a na po- kładzie i pod nim zamontowano wspaniały system nagłośnienia - prawdziwy majstersztyk. Po kolacji składającej się z piwa. sera brie i chipsów ziemniaczanych odpuścił sobie kolejną fajkę z trawką w towarzystwie kumpli i wdrapał się na bocianie gniazdo na wyższym maszcie łodzi. Usiadł, objął kolana i zamyślił się nad sytuacją, patrząc na wszystko z wysoka. Ponieważ tylko dryfowali, był pewien, że do poniedziałku nie dopłyną dalej niż do brzegów New Jersey. Nie miał nic przeciwko temu. Był też pewien, że ominie go przyjęcie organizo- wane przez Yale. na które miał iść z rodzicami. I pewnie ominie go masa wściekłych, smut- nych i być może nawet zmartwionych telefonów od Blair. Być może. Nate'a dręczyło przeczucie, że mały wypad łodzią to był zły pomysł. Załoga będzie się potwornie denerwować, gdy odkryje, że Charlotte zniknęła, a ojciec wścieknie się jak dia- bli. Ale jeżeli zdążą wrócić przed planowanym rozpoczęciem rejsu do Hamptons, nikomu żadna krzywda się nie stanie, prawda? Podciągnął czarną koszulkę i sprawdził, czy jeszcze widać malinki, które zostawiła mu przedwczoraj na brzuchu Blair. Zrobiły się ciut bladsze, ale tak, nadal tam były. Wspomnienie Blair uspokoiło go. Nawet jeśli przez osiemdziesiąt procent czasu była na niego wkurzona, na zawsze pozostaną razem i miejmy nadzieję, razem pójdą na Yale. Jak to dobrze, pomyślał sobie w sposób, w jaki potrafi myśleć tylko na wpół ujarany chłopak, mieć kogoś, kogo można trzymać za rękę, wchodząc w wielkie nieznane . - Pokój wszystkim, stary! - rozległ się z pokładu dziewczęcy głos. - Alors, znalazłam parę herbatników Oreos na deser! Nate zerknął w dół na Lexie. Z góry wyglądała na bardzo niską. I miała błyszczące oczy - zupełnie jak mała dziewczynka. Na pokładzie grupki chłopaków i parę dziewczyn paliło i popijało jasne belgijskie piwo z kryształowych kufli. Na rufie łodzi z wodoodpornych głośników sączył się leniwy francuski jazz z jednej z ulubionych płyt mamy Nate'a. - Chcesz trochę? - zapytała Lexie. - Mogę wejść tam do ciebie. Przez chwilę Nate nie odpowiadał. Popatrzył na jasno oświetlony diabelski młyn na Coney Island, kręcący się powoli i migoczący na zielonobrązowej wodzie. Był całkiem pew- ny, że nie chce, aby Lexie wchodziła do niego na bocianie gniazdo. Po pierwsze, ledwo mie- ściła się tam jedna osoba. Po drugie, musiałby ją pocałować, bo była ładna, miała taki sek- sowny tatuaż i ewidentnie się w nim podkochiwała. Jednak ostatnio naprawdę nie miał ochoty całować nikogo innego poza Blair. W końcu mieli razem z Blair pójść do college'u i pobrać się. Spędzą razem resztę życia. Czekaj no. Doznał objawienia, czy jak? Nate wstał i zaczął schodzić z bocianiego gniazda. Nie mógł siedzieć na górze przez całą noc i czekać, aż łódz sama zawróci. Nie - kiedy czeka na niego Blair - nie, kiedy całe ży- cie jest przed nim. Zeskoczył z drabiny, a Lexie podała mu ciastko.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|