|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dlaczego tego po prostu nie wyjasnil i nie skonczyl tych gierek? Spojrzala wsciekla na plótno. - Kretynizm - warknela i rzucila obraz do kosza pod biurkiem. Wszystko bylo kretynskie. Nagle sama poczula sie jak... kretynka. A kretyni potrzebuja towarzystwa. Wykrecila numer przyjaciólki. - Och, wiec nagle znalazlas czas, zeby ze mna porozmawiac? - powiedziala Elise. - Przepraszam. Zachowywalam sie calkiem bez sensu. - Nie szkodzi - glos Elise zlagodnial. - Ale i tak nie rozumiem, czemu robisz z tego takie halo. W koncu gdyby byl taki bogaty i mial mamusie wariatke, która stroi psa w rózowe buty, to pewnie nie okazalby sie fajnym chlopakiem, nie? Jenny zastanowila sie. - A skad wiesz? - zapytala podejrzliwie. - Ilu chlopaków mialas? Elise nie od razu odpowiedziala. Jenny dotknela bolesnego tematu. - 96 - - Tak naprawde, to myslalam, ze twój brat bedzie moim pierwszym chlopakiem, ale chyba jednak nie. Jenny parsknela. - Jakby to mialo szanse przetrwac. Nie palisz i nawet nie lubisz kawy. Wyczuwala, ze Elise usmiecha sie po drugiej stronie. - Powinnas przestac myslec o Leu, o tym, kim nie jest, i wreszcie popatrzec, jaki jest. Jenny przykucnela i wyciagnela rozmazana, mokra martwa nature z kosza. Moze gdyby nie myslala o obrazie ze szczoteczkami jako o martwej naturze, ale po prostu jak o obrazie ze szczoteczkami, wygladalby lepiej. Moglaby nawet dodac cos zywego, na przyklad kota, Marksa. Polozyla sie na brzuchu i podniosla rózowa narzute, zagladajac pod lózko w poszukiwaniu kota. - Wiec... - zaczela Elise. - Zadzwonisz do niego? Marksa nie bylo. Jenny wstala i podeszla do komputera. - Nie. Woli e - maile. Usiadla przy biurku. Wlasnie wpadla na pomysl. Wprost sie do Lea do domu. Bo mieszkanie przy Osiemdziesiatej Pierwszej to chyba jego dom. Musi sie wreszcie dowiedziec, kim jest Leo - czy mu sie to podoba, czy nie. A tymczasem wysle mu e - mail. Z przycisnieta, do ucha sluchawka wlaczyla poczte i zaczela pisac. - Wiec naprawde uwazasz, ze nie wyszloby nam z Danem? - dopytywala sie Elise. - Chyba napisal o mnie wiersz. Jenny moglaby powiedziec Elise, ze Dan nadal jest zakochany w Vanessie, ze wszystkie wiersze, które pisze, tak naprawde sa o Vanessie i o nim, nawet gdy udaje, ze sa o kims innym. I ze moglaby sie zalozyc o wszystko, ze po dziesieciu minutach Elise umarlaby z nudów, sluchajac jego marudzenia. - W zyciu - rzucila z roztargnieniem. - Przepraszam, musze skonczyc list. - Dobra. Ja chyba zaraz napisze e - mail do twojego brata i powiem mu, jaki z niego palant. - Swietny pomysl - zgodzila sie z nia Jenny. Teraz juz obydwie stukaly w klawiature, sapiac gniewnie do sluchawek. Nie ma to jak solidne wsparcie. pisanie e - maili do chlopców jest znacznie latwiejsze od rozmowy w cztery oczy Kochany Leo! - 97 - Wiem, ze to zabrzmi dosc dziwnie, ale mam wrazenie, ze cos przede mna ukrywasz. Naprawde bardzo cie lubie i mysle, ze ty tez mnie lubisz. Wiec dlaczego nigdy mnie do siebie nie zaprosiles? Ale teraz juz wiem, gdzie mieszkasz. Przyjde do ciebie jutro o szóstej, kiedy juz jestes po spacerze z Daphne, jak mi sie wydaje. No dobra. W takim razie do zobaczenia. Jenny Drogi Danielu! Przede wszystkim uwazam, ze jestes prawdziwym palantem, bo mnie podpusciles, chociaz wiesz, ze jestem mlodsza i mniej doswiadczona od ciebie. Powinienes uwazac, komu lamiesz serce, bo jeszcze kiedys sie to na tobie zemsci. Poza tym to oczywiste, ze nadal wzdychasz za ta pierwsza i jedyna, która byla dosc glupia, zeby zostac twoja dziewczyna. Twoja siostra nawet nie musiala mi mówic - . jestes przezroczysty, jakbys byl rozrysowany na kalce technicznej. Widzisz, tez potrafie byc poetycka. Zapamietaj to sobie, dupku! Twoja nieprzyjaciólka i oddany krytyk Elise B nie spuszcza oczu z glównej nagrody Drzwi do domu Georgie staly otworem. No Doubt grzmialo z glosników umieszczonych w domu i na zewnatrz. Ubrania lezaly porozrzucane na schodach. Czterech dlugowlosych chlopaków zajadalo na stojaco pierozki z grzybami, przechwalajac sie miesniami wyrobionymi na snowboardzie. Na widok Blair, Sereny, Erika, Jana i ratowników chlopcy rozdziawili usta i usmiechneli sie. - Gdzie Georgie? - zapytala Serena, desperacko próbujac znalezc serce imprezy, nim Jan dentysta spróbuje zaciagnac ja na jakies sam na sam. - W balii - odpowiedzieli zgodnym chórem chlopcy. Blair zostala w salonie, Serena wyszla szukac gospodyni, a za nia podazyl Jan. Erik podszedl do baru i zaczal przyrzadzac drinki. W zeszlym semestrze zrobil kurs dla barmanów. Na razie byla to najbardziej pozyteczna rzecz, jakiej nauczyl sie w college'u. Blair zauwazyla, ze Nate siedzi samotnie na skórzanej sofie w kacie salonu i skubie palce u stóp. Mial na sobie znoszona, granatowa bluze Brown i postrzepione zólte spodenki gimnastyczne ze szkoly Sw. Judy. Ze zlocistymi lokami i blyszczacymi zielonymi oczami wygladal jak chlopczyk. Smutny - 98 - chlopczyk. Blair miala ochote usiasc kolo niego i zapytac, dlaczego bawi sie palcami i wyglada tak smutno na imprezie swojej dziewczyny, ale wtedy podszedl Erik i podal jej szklanke z czyms buzuja- cym, pomaranczowo - rózowym. - Mai tai. Ostroznie, nie czuc tego, ale to praktycznie czysty alkohol. - Dzieki. - Blair wziela kieliszek. Zwykle wybierala wódke z tonikiem, ale wypije wszystko, co Erik zrobil dla niej. - Ide posiedziec w kapieli na dworze - stwierdzil. - Idziesz? Blair pokrecila glowa. - Nie, dzieki. Pomysl wskoczenia do goracej kapieli z Georgie - i kto tam jeszcze sie moczyl - naprawde nie wydawal sie az tak kuszacy. I nie chciala, zeby Erik pomyslal, ze nie potrafi sama o siebie zadbac na imprezie. Poza tym raptem pare metrów od niej stal stól zastawiony zamówionym jedzeniem. Kiedy
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|