|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tym rodzaju. - Rose zniżyła głos do konfidencjonalnego szeptu. - Quincy przypuszcza, że może pokłóciliście się o zmiany w Glow. - Bzdura - odparła szorstko Oliwia. - Jasper i ja jesteśmy, hm, całkowicie zgodni w sprawach dotyczących Glow. - Skoro tak mówisz. - Tylko koniecznie powtórz mu jak najszybciej tę wiadomość, ciociu. Oliwia odłożyła słuchawkę i usiadła zamyślona. Gdy Jasper wychodził od niej o jedenastej wieczorem, na pewno nie sprawiał wrażenia chłodnego. Wstała, wzięła torebkę i klucze. Uznała, że humorem Jaspera będzie się martwić pózniej. Firma P - P zajmowała stary czteropiętrowy, sypiący się blok w zaniedbanej uliczce południowego krańca miasta. Obok stał nieużywany magazyn. Przed budynkami nie było chodnika. Chwasty dawno już zajęły miejsce innych roślin, jeśli nawet kiedyś były tam trawniki. To musi być taka przechowalnia, że uchowaj Panie Boże, pomyślała Oliwia, manewrując samochodem na niewielkim żwirowym parkingu. W tym miejscu obsługa prawdopodobnie nie zadaje zbyt wielu pytań, póki dostaje zapłatę w terminie. Ni stąd, ni zowąd przypomniała sobie znaną z gazet historię człowieka, który zamordował żonę i ukrył jej ciało w schowku w przechowalni. Zwłoki odkryto dopiero po trzech latach. Trzymaj się, Oliwio. Gdy stanęła na żwirze, zorientowała się, że na parkingu stoi jeszcze tylko jeden samochód. Albo przechowalnia P - P nie prosperowała najlepiej, albo o godzinie ósmej czterdzieści pięć w poniedziałkowy ranek po prostu nie było ludzi, którzy chcieliby coś umieścić w schowku lub coś z niego wyjąć. Omiotła wzrokiem budynek i ruszyła do drzwi z napisem Biuro . Okna na wszystkich czterech piętrach zostały zamurowane. Pewnie dla celów bezpieczeństwa, pomyślała. A może dla zwiększenia powierzchni schowków. To zadziwiające, jak ponuro i zniechęcająco wygląda budynek bez okien. Małe biuro było puste. Do szyby ktoś przykleił plakat wyborczy Eleanor Lancaster. Przycisnęła guzik brzęczyka. Minęło dobre pięć minut, nim ukazał się krępy mężczyzna. Był ubrany w wytarte spodnie khaki i czarny bawełniany podkoszulek. Długie siwe włosy miał związane na karku. Na jednym ramieniu miał wytatuowane słowo Prywatność . Drugie ramię zdobiły mu ozdobne wersaliki, głoszące: Wolność . Nie wydawał się zachwycony perspektywą obsługiwania klienta. - Hę? Oliwia uznała, że w takiej sytuacji należy wykazać się asertywnością. Wyprostowała się i przesłała mężczyznie chłodny uśmiech. - Nazywam się Oliwia Chantry. Jestem wykonawcą testamentu niedawno zmarłego pana Rolanda Chantry'ego. Porządkując jego sprawy, odkryłam, że wynajmował u państwa schowek. Przyszłam przejrzeć jego zawartość. Naturalnie, mogę okazać wszelkie niezbędne dokumenty, które potwierdzą, że jestem do tego uprawniona. Magazynier spojrzał na nią zezem, a potem wzruszył ramionami. - Niech pani robi, co chce. - Odwrócił się, najwyrazniej zamierzając wyjść z biura. - Rozumiem, że nie stosuje się tu szczególnych środków bezpieczeństwa? - zawołała za nim Oliwia. Mężczyzna przystanął. Zerknął na nią przez ramię, mrużąc oczy. - Nas tu interesuje przede wszystkim prywatność. - Prywatność? W jego zezowatych oczach pojawił się błysk. - Wie pani, to jest ostatnio problem w tym kraju. Skończyła się prywatność. Nasi przodkowie wychodzili z siebie, żeby zapewnić obywatelom Stanów Zjednoczonych prawo do prywatności i poufności. Ale nic z tego. Jak tylko człowiek się obróci, rząd natychmiast obcina mu prawa. Oliwia postanowiła zrezygnować z asertywności na rzecz wspólnoty poglądów. - Rozumiem. - Przechowalnia P - P gwarantuje klientom całkowitą prywatność i poufność. Nikt nie zadaje tu pytań. Dopóki płacisz, możesz trzymać w swoim schowku, co ci się podoba. - Ja tylko wspomniałam o braku zabezpieczeń. - Przechowalnia P - P nie gwarantuje zabezpieczeń. - Szeroka twarz mężczyzny wykrzywiła się
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|