|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wcale jej nie zaskoczyło. Podniosła dłoń do góry, aby mu się przyjrzeć. Ogromny diament osadzony w prostej platynowej oprawie. Wyglądał tak, jakby został zrobiony specjalnie dla niej. Gabrielle miała mnóstwo biżuterii. Część odziedzi- czyła po matce, reszta stanowiła część królewskiego skarbu. Nic jednak nie zrobiło na niej tak wielkiego wrażenia jak ten pojedynczy klejnot, który jej ofiarował ten szcze- gólny mężczyzna. Nie musiał tego robić, pomyślała. Byli już małżeństwem. Jego gest wydał jej się bardzo romantyczny. A przecież Luc Garnier nie był mężczyzną, którego można by na- zwać romantykiem. - Jest piękny - powiedziała, nie odrywając wzroku od pierścionka. Wokół nich panowała nienaturalna cisza. W tej chwili liczyli się tylko oni i to, co się z nimi działo. Gabrielle zupełnie nie rozumiała poruszenia, jakie poczuła. Bała się spojrzeć na Luca, bała się, że da się pochłonąć żarowi, jaki od niego bił. Jego wzrok przeszywał ją na wylot, wzniecając w niej ogień. Patrzył na nią z wielką śmiałością, choć wyczuwała, że kryje się pod nią równie wielka wrażliwość. Nie rozumiała, dlaczego ta myśl sprawiła jej ból. - Pasuje do ciebie - powiedział cicho. - Dziękuję - szepnęła, niezdolna powiedzieć nic innego. Dotknęła ostrożnie jego policzka. Niczego przed nim nie ukrywała. Spojrzała na niego otwarcie, bardziej bezbronna niż kiedykolwiek przedtem. Nie mogła oderwać wzroku od jego ciemnych oczu. - Samochód czeka - powiedział po chwili Luc. Przekręcił głowę w ten sposób, że jego usta znalazły się wewnątrz jej dłoni. Gabrielle mimowolnie westchnęła. Luc splótł palce z jej palcami i uśmiechnął się do niej jak mały chłopiec. Całkowi- cie ją tym rozbroił. Nie musi tego robić... Nie pokazała jednak po sobie, jak bardzo jest zmieszana. Uśmiechnęła się pogod- nie i ruszyła za nim do samochodu. Luc rozparł się wygodnie w skórzanym fotelu i popatrzył na Gabrielle. Przyglądała się pierścionkowi, obracając go w taki sposób, że odbijał uliczne światła. Nie wiedziała, że ją podpatruje. - Nastąpiła zmiana planów - oznajmił. - Planów związanych z kolacją? - Nie. - Zwalczył pokusę, żeby wygłosić jakąś sarkastyczną uwagę, tylko po to, aby sprawdzić, czy wciąż jest w stanie ukryć się za maską, którą przybrał na początku ich znajomości. Coraz bardziej nabierał przekonania, że prawdziwą Gabrielle widzi jedynie w łóżku. - Pojedziemy dziś do restauracji w Marin County. Mają tam całkiem niezłą francuską kuchnię. Mam wrażenie, że ci się tam spodoba. - Na pewno jest wyśmienita. - Gabrielle uśmiechnęła się, ale oprócz uśmiechu na jej twarzy pojawił się psotny wyraz. - Jesteś nie tyle Francuzem, co paryżaninem. Domy- ślam się, że twoje podniebienie jest niezwykle wyrafinowane. Bardziej niż przeciętnego Francuza. - To prawda - przyznał. - Obawiam się, że jestem nader wybredny, nawet jak na paryżanina. - W takim razie żal mi szefa kuchni - powiedziała, najwyraźniej żartując sobie z niego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|