|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ła sobie sprawę, że właściwie nie ma co poprawiać. Nawet nie próbowała malować oczu, wiedząc, że po kilku minutach tusz spłynąłby ze łzami i zostałyby jej tylko czarne smugi na policzkach. Walcząc o utrzymanie uczuć pod kontrolą, wyszła z do- mu i pojechała do biura ojca, zadowolona z nieobecności siostry. Alandra na pewno zganiłaby ją za płacz po mężczyz- nie, którego teraz uważała za najgorszego łajdaka na ziemi. Było jej ciężko również dlatego, że zerwawszy umowę z Chaseem, musiała teraz wytłumaczyć ojcu, jak bardzo prawdopodobna się stała utrata firmy, skoro nie miał już czasu na jej ratowanie. Zaparkowała na pierwszym wolnym miejscu na ulicy przed biurem ojca, wzięła torebkę, zamknęła samochód i ru- szyła do wnętrza. Drzwi były szeroko otwarte, jak zawsze. Zapukała lekko. Poczuła przypływ pozytywnych uczuć, gdy ojciec uniósł gło- wę i uśmiechnął się do niej. - Eleno, querida* - odezwał się, wstając i okrążając biurko, by podejść do niej. - Pięknie dziś wyglądasz. Tak się cieszę, że mnie odwiedziłaś. Tylko ojciec mógł w taki dzień znalezć coś ładnego w jej wyglądzie. Oczy i nos miała zaczerwienione od płaczu, który trwał przez ostatnie dwanaście godzin. * querida [keridaj (hiszp.) - kochana (przyp. tłum.) 133 S R Victor Sanchez był niewysoki, mocno zbudowany, w czar- nych włosach okalających łysiejącą głowę miał sporo siwizny. Był sporo niższy od córki, ale nie powstrzymało go to od ob- jęcia jej mocno i uniesienia w górę. Mimo że Elenę przepeł- niał żal z powodu bólu, jaki miała mu za chwilę zadać, ro- ześmiała się jak zawsze, gdy tak wyraziście okazywał swoje uczucia do córek. - Tato - powiedziała z ociąganiem, kiedy ją puścił. Azy zaczęły jej znów napływać do oczu. - Muszę z tobą poroz- mawiać. Radość na jego twarzy przygasła, gdy wyczuł targające nią emocje. - Oczywiście, oczywiście. Podprowadził ją do kilku foteli stojących przed biurkiem i usiadł. Nakłonił ją do tego samego, wciąż trzymając ją za rękę. - A teraz mi powiedz, hija*, co odebrało słoneczny blask twoim oczom. - Mam złe wieści, tato. Zciągnął szpakowate brwi, mocniej zacisnął jej palce w dłoni. - O co chodzi, querida? Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko. Skinęła głową i przełknęła z trudem. - Powiedziałam ci, że z firmą wszystko będzie w porządku, * hija [icha] (hiszp.) - córka, tu: córko (przyp. tłum.) 134 S R że dogadałam się z Chaseem Ramseyem, żeby dał ci trochę czasu na zdobycie pieniędzy i wspólników koniecznych do utrzymania SRS, ale... Znów przełknęła, czując, że to, co ma powiedzieć, ciąży jej na sercu jak kamień. -Ugoda... nie wypaliła. - Gardło jej się ścisnęło, po- wstrzymywane łzy w końcu zaczęły płynąć. - Tak mi przy- kro, tato. Tak mi bardzo przykro. Naprawdę próbowałam. Przez kilka chwil ojciec siedział w milczeniu, oszołomio- ny. Otworzył usta, ale zanim zdążył coś powiedzieć, przerwał mu inny głos. - Tu jesteś, Victorze. Elena odwróciła się gwałtownie, oboje z ojcem zwrócili wzrok w stronę drzwi, gdzie stał Chase, opierając obie ręce na futrynie. Co on tu robił? Zwłaszcza w takim stroju? Nigdy nie widziała go tak zaniedbanego. Miał na sobie mocno wygnieciony kosztowny garnitur. Jeśli się nie myli- ła, ten sam, co wczoraj wieczorem. Ten sam krawat, tylko teraz niedbale zawiązany. Na twarzy miał całodzienny za- rost, a włosy wyglądały, jakby od dawna przeczesywał je tyl- ko palcami. - Chase Ramsey - przedstawił się. - Wiem, że nie widzie- liśmy się kilka lat, ale chciałem z tobą porozmawiać o San- chez Restaurant Supply. Mówił do Victora, ale patrzył na nią. - Nie jestem już zainteresowany przejęciem twojej firmy 135 S R przez Ramsey Corporation. Wiem, że dużo jeszcze masz do zrobienia, zanim wyprowadzisz SRS na czyste wody, i jeśli potrzebna ci pomoc, chętnie zaoferuję swoją wiedzę, a może nawet jakieś wsparcie finansowe. Tym razem i jej, i ojcu odebrało mowę. Gapiła się na Chasea, zastanawiając się, dlaczego zmienił zdanie, nawet kiedy zdała sobie sprawę, że w gruncie rzeczy jej to nie obchodzi. - Ja... Gracias* - zdołał wykrztusić Victor. - Dziękuję. Naprawdę doceniam to, seńor Ramsey. Chase skinął krótko głową, zupełnie jakby oświadcze- nie dotyczące firmy jej ojca było tylko dodatkiem, a potem zwrócił spojrzenie na nią. - Eleno, czy możemy chwilę porozmawiać? Na osobności. Opuścił ręce i cofnął się, zapraszając ją do wyjścia na ko- rytarz. Twarz miał napiętą i pełną nadziei. Zaciekawiona i zmieszana wstała, zerkając krótko na ojca, który wyglądał, jakby miał pęknąć ze szczęścia, że nad ro- dzinnym interesem nie wisi już grozba przejęcia, nie wspo- minając o możliwej współpracy rekina finansowego, który najwyrazniej umiał siano przerabiać na złoto. - Wracam za chwilę - rzuciła niepewnie i uśmiechnęła się do niego, próbując dodać otuchy jemu czy sobie, nie była
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|