|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
próbując przysunąć Simona do siebie, tak aby nasze ciała zespoliły się. Jęknął, całując mnie. Czułam jego język w ustach. Rozpadłam się na kawałeczki. Westchnęłam, cicho zajęczałam i nie mogłam go już dłużej całować, bo na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech. Simon odsunął się trochę ode mnie i roześmiał się. – Wyglądasz na bardzo szczęśliwą. – Całuj mnie dalej, proszę – nalegałam, przyciągając go znów do siebie. – Czuję się, jakbym całował lampion z dyni. Skąd ten uśmiech? – Patrzył na mnie, uśmiechając się tak samo szeroko. – Jesteśmy w Hiszpanii, Simon. Uśmiechanie się jest wskazane. – Westchnęłam z zadowoleniem i rozczochrałam mu włosy. – Patrz, a ja myślałem, że to przez moje pocałunki – odpowiedział i pocałował mnie jeszcze raz, delikatnie i słodko. – Dobra, kowboju. Gotowy, żeby sprawdzić, gdzie zaprowadzi nas GPS? – spytałam i odsunęłam się od niego. Nie mogłam dotykać go za długo w obawie, że nigdy stąd nie odjedziemy. – Zobaczmy, jak bardzo się zgubiliśmy. – Uśmiechnął się i ruszyliśmy. *** – Myślę, że to ten skręt. Tak, to tu – powiedział. Podskoczyłam na siedzeniu. Okazało się, że byliśmy bliżej, niż przypuszczaliśmy, co nas lekko zirytowało. Skręciwszy, popatrzyliśmy na siebie, a ja aż zapiszczałam. Ostatnie kilka kilometrów pokonaliśmy bardzo blisko morza, które wyglądało gdzieś zza drzew albo pojawiało się pod nami, w dole klifu. Jechaliśmy podjazdem wyłożonym drobnymi kamyczkami. Uświadomiłam sobie, że Simon wynajął dom nie blisko plaży, ale tuż na niej. Zabrakło mi słów na ten widok. Simon podjechał przed dom, a kamyczki zatrzeszczały pod kołami samochodu. Kiedy zgasił silnik, usłyszałam fale rozbijające się o skalisty brzeg, który znajdował się kilkadziesiąt metrów od nas. Przez chwilę siedzieliśmy i chłonęliśmy to, co nas otaczało, uśmiechając się do siebie. W końcu wysiadłam. – To tutaj się zatrzymamy? Cały dom jest twój? – spytałam podekscytowana, podczas gdy Simon wyciągał nasze bagaże. – Tak. Jest nasz. – Uśmiechnął się i puścił mnie przodem. Dom był jednocześnie uroczy i wspaniały. Miał białe otynkowane ściany, dach pokryty glinianą dachówką, proste wykończenie i łagodnie sklepione przejścia. Wzdłuż chodnika rosły drzewka pomarańczowe, a jedną ze ścian porastała bugenwilla. Budynek odznaczał się klasycznym wiejskim stylem. Był zbudowany tak, żeby wytrzymać bliskość morza i jednocześnie chronić swoich mieszkańców. Simon szukał klucza pod doniczkami, a ja wdychałam cytrusowe zapachy i morskie powietrze. – Aha! Mam. Gotowa zobaczyć wnętrze? – Szarpał się z drzwiami przez chwilę, a potem popatrzył na mnie. Sięgnęłam po jego dłoń, dotknęłam jego palców i pocałowałam go w policzek. – Dziękuję. – Za co? – Za zabranie mnie tutaj. – Posłałam mu uśmiech i pocałowałam go prosto w usta. – Mmm, jeszcze więcej słodkości, którą mi obiecałaś. – Odstawił bagaże i przyciągnął mnie do siebie. – Słodkości później! Obejrzyjmy dom! – powiedziałam, wyrwałam się z jego objęć i pierwsza przekroczyłam próg. Ledwo weszłam do holu, stanęłam jak wryta. Simon szedł tuż za mną, więc wpadł na mnie, gdy podziwiałam wnętrze. Na kuchnię otwierał się obniżony salon, z miękkimi białymi kanapami i wyglądającymi na wygodne fotelami. Przeszklone drzwi na tyłach domu wychodziły na kaskadowy taras, który schodził prosto na kamienistą plażę. Ale tym, co zatrzymało mnie w miejscu, było morze. Za olbrzymimi oknami rozpościerał się błękit spokojnego Morza Śródziemnego. Linia brzegowa wiła się w stronę Nerji, gdzie zaczynały migotać światła, bo wieczór powoli spowijał wybrzeże. Ostatnie promienie słońca oświetlały stojące na klifach białe domy. Podbiegłam do oszklonych drzwi i pozwoliłam, żeby łagodne powietrze wpłynęło do środka i otuliło mnie zapachem wieczoru wraz ze wszystkim dookoła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|