|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rodzina i do niej te\ nie masz prawa. A mo\e właśnie dlatego chcesz się tutaj wkręcić? Bo byli rodziną Brendy? Nie ma co mówić, Marva nie owijała w bawełnę. Prosto z mostu wygarnęła, co jej le\y na sercu. Amy nie spodziewała się takiej riposty. Było to uderzenie poni\ej pasa, które odebrało jej oddech. Riley równie\ był zaskoczony reakcją teściowej. Amy nawet się nie zorientowała, \e za nią wyszedł, ale usłyszała go teraz, gdy zaszokowany wciągnął głęboko powietrze. Marva te\ nie kryła zakłopotania, gdy zdała sobie sprawę, \e Riley usłyszał jej słowa. Z twarzą zaczerwienioną ze wstydu i zmieszania, a mo\e i gniewu, wsiadła do samochodu i odjechała. Riley mówił sobie, \e nie jest tchórzem, ale wiedział, \e kłamie. Powinien był porozmawiać z Amy od razu, gdy tylko Marva rzuciła jej prosto w twarz, \e nie ma prawa do niego ani do dziewczynek, poniewa\ są rodziną Brendy. Oskar\ała Amy, \e rości sobie do nich prawo tylko dlatego, \e byli rodziną jej najserdeczniejszej przyjaciółki. Co za absurd! Nie wierzył w to ani przez sekundę. Ale przygnębienie widoczne na twarzy Amy zaniepokoiło go. Czy\by ona w to uwierzyła? Czy\by podświadomie bała się, \e zechce zająć miejsce Brendy? śe mo\e ju\ się o to stara, choć jeszcze nie w pełni zdaje sobie z tego sprawę? Nie miał pojęcia, co jej powiedzieć i czy w ogóle powinien coś mówić na ten temat. A więc zrobił to, co w tej sytuacji wydawało mu się jedynym rozsądnym wyjściem. Zachował się po męsku. Jak super-macho. Chwycił za ręce dziewczynki i wybiegł z biura. To był najlepszy sposób na uniknięcie kłopotliwej rozmowy i niezręcznych pytań. Następnego dnia starał się w podziwu godny sposób unikać Amy, przebywając przez większość czasu to na jednej, to na drugiej budowie. Wiedział, \e to strusia taktyka, \e chowanie głowy w piasek niczego nie załatwi, ale nie mógł zdobyć się na szczerą rozmowę z Amy. W ka\dym razie jeszcze nie teraz. Zresztą nie miał na dobrą sprawę \adnych doświadczeń w stosunkach z kobietami i bał się popełnienia jakiegoś błędu. Całe \ycie kochał Brendę, a po jej śmierci poświęcił się bez reszty opiece na córkami. Tak, jeszcze poczeka, a\ dojrzeje do stawienia czoła nowej dla niego sytuacji. Amy poddała się fali ponurych myśli. Fanny wzięła urlop a\ do Nowego Roku, więc musiała się przegryzać przez listy płac. Były te\ faktury, które wymagały podpisu Rileya i czekały, a\ pojawi się w biurze. Tymczasem on przepadł. Zapowiedział, \e tego dnia ju\ nie wróci. Có\, Amy nie zamierzała czekać z tym do następnego dnia. Przecie\ mówił, \e to wa\ne. Gdyby nadała je priorytetem do godziny szóstej wieczór, jeszcze tego samego dnia zostałyby wyekspediowane. Skoro Mahomet nie przyszedł do góry... Zamknęła biuro jak zwykle o piątej i pojechała do domu Rileya. Z ulgą stwierdziła, \e pikap stoi na podjezdzie. Unikasz mnie, szefie mruknęła do siebie. Nie zale\ało jej co prawda specjalnie na tym, \eby przebywać w jego towarzystwie po tym co poprzedniego dnia powiedziała Marva, poniewa\... poniewa\... Poniewa\ akurat Marva zajrzała w jej serce i lepiej ni\ ona sama odkryła, co się w nim dzieje. Jak ma rozmawiać z mę\czyzną, którego teściowa jest jej tak zdecydowanie niechętna? Niewa\ne, machnęła ręką. Zwariuje, jeśli będzie bezustannie analizować uczucia i roztrząsać motywy swojego postępowania. Czy\ to nie jest \ałosne? Jak mo\e zidentyfikować uczucia Rileya, jeśli nie wie, jakie są jej własne? Ale to nie z powodu uczuć zajechała pod jego dom wkrótce po piątej, tylko z powodu brakującego podpisu. W ka\dym razie tak sobie wmówiła. Zapukała do drzwi i czekała z długopisem w jednej ręce i papierami gotowymi do podpisania w drugiej. Otworzyła jej Pammy. Amy ucieszyła się dziewczynka. Wejdz. Dziękuję, Pammy. Mam tylko parę dokumentów dla twojego tatusia do podpisania odpowiedziała. Jest w kuchni. Tatusiu! Amy przyszła! zawołała Pammy. śeby nie czekać w drzwiach, Amy szybko skierowała się do kuchni. Cześć przywitał ją Riley znad ziemniaków, które kroił w kostkę. Co się stało? Potrzebny mi twój podpis odpowiedziała. Chciałabym to jeszcze dzisiaj nadać. Ach tak, chwileczkę. Skończył kroić ziemniaki, umył ręce i wziął od niej papiery. Dzięki, \e się pofatygowałaś rzucił, składając zamaszyste podpisy. Amy ju\ odwróciła się, \eby wyjść, ale nie wytrzymała. Poczucie, \e została zlekcewa\ona, było zbyt silne. Sprawy osobiste wzięły górę nad zawodowymi i zatrzymała się w progu. Riley, ja... zaczęła. Amy, co do... wpadł jej w słowo. Przepraszam powiedzieli równocześnie. A więc dokończ zaproponowała Amy. Damy mają pierwszeństwo uśmiechnął się. Dobrze. Amy odetchnęła głęboko dla dodania sobie odwagi. Wolałaby brnąć w piasku przez dziesięć mil ni\ zaczynać tę rozmowę, no ale ją zaczęła. Chodzi mi o to, co powiedziała pani Green. O tobie i dziewczynkach, \e nale\ycie do Brendy, a ja nie mam do was prawa. Wiesz przecie\, \e przemówił przez nią ból po stracie córki. Riley starał się załagodzić sprawę. Częściowo tak, masz rację zgodziła się Amy. Ale częściowo przemówiła przez nią zazdrość. Co? Uniósł wysoko brwi. Jestem kobietą, która wdarła się na jej terytorium tłumaczyła Amy. W ka\dym razie ona tak to postrzega. W jej przekonaniu ka\da kobieta stanowi dla niej zagro\enie. Gdyby w twoim \yciu pojawiła się jakaś kobieta, którą byś się powa\nie zainteresował, mo\e nie potrzebowałbyś ju\ w takim stopniu jej pomocy jak teraz. Dziewczynkom te\ nie byłaby bardzo potrzebna. 1 tego właśnie się obawia. Riley podszedł do stołu i opadł cię\ko na krzesło. Wyglądał na wstrząśniętego, utkwił wzrok w przestrzeń. Nigdy w ten sposób o tym nie myślałem wyznał. Ale wiesz, \e to brzmi sensownie. W ka\dym razie ciągnęła Amy pomyślałam, \e powinniśmy porozmawiać o tym, co powiedziała pani Green, \e... Powiedziała, \e nie masz prawa do mnie i do moich córek wpadł jej w słowo. Tak, nale\eliśmy do Brendy. Kochaliśmy ją i zawsze będziemy kochać. Kochamy równie\ Marvę, nawet jeśli czasami daje nam się trochę we znaki. Nieraz ratowała nas z opresji. I zawsze mo\emy na nią liczyć, kiedy potrzebna nam jej pomoc. Ale nie powinna wtrącać się w moje \ycie osobiste. Co to, to nie. Wiem. Amy skinęła głową. A więc w czym tkwi problem? Riley najwyrazniej nie rozumiał jej rozterek. Problem tkwi we mnie odrzekła. To ja zastanawiam się, czy... Czy co? Wstał i zbli\ył się do niej. Czy Marva przypadkiem nie ma racji. Mo\e rzeczywiście tyle nasłuchałam się od Brendy o tobie, dziewczynkach i tym mieście, \e właśnie dlatego tu przyjechałam i tak do was przylgnęłam? Mo\e gdzieś w głębi duszy czuję się winna, \e ja \yję, a Brenda nie, i próbuję teraz \yć jej \yciem? Być blisko jej mę\a, jej dzieci, w jej mieście? Ale\ to absurdalne \achnął się Riley. Skąd ten pomysł? A jeśli nie ma w tym nic absurdalnego? Amy popatrzyła na niego zdezorientowana. Jeśli rzeczywiście tak jest? Có\, w takim razie mo\e byśmy stanowili dobrą parę zauwa\ył Riley. Jak to? zdziwiła się Amy. A jeśli ja szukałbym kogoś, kto zająłby miejsce Brendy? Zastąpił utraconą \onę i matkę moich córek? Co wtedy? Przyjrzał się jej bacznie. Amy uśmiechnęła się smutno.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|