|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Z moich gości ulotniła się radość z odwiedzin u dawno niewidzianego przyjaciela. Czy świeżo poznanego przyjaciela w przypadku Leoncji. Obydwoje siedzieli zatroskani i gniewni. Nie macie kompletnych informacji na temat rozwoju Orlego Gniazda, zgadza się? zapytałem. Cóż, czytaliśmy tę książkę Wallisa i słuchaliśmy jego opowieści powiedział Havig. Raczej nie kłamał. Jego ego by mu na to nie pozwoliło. Przynajmniej nie na ten temat. Nie rozumiecie mnie. Wydmuchnąłem dym. Chodziło mi o to, czy osobiście sprawdziliście historię rok po roku. Nie odpowiedziała Leoncja. Z początku nie było takiej potrzeby, a pózniej stało się to zbyt niebezpieczne. Spojrzała na mnie czujnie. Była bystrą kobietą. Do czego zmierzasz, doktorze? Nie jestem pewien. Ciężar fajki w dłoni mnie uspokajał. Wiesz, Jack, dużo myślałem po twojej ostatniej wizycie. To normalne. Mam mnóstwo czasu na myślenie... a wy przyszliście w nadziei, że może będę miał jakiś pomysł, prawda? Pokiwał głową. Zauważyłem, że zaczął drżeć. Nie wpadłem na żadne genialne rozwiązanie waszych problemów stwierdziłem a wasze ostatnie opowieści utwierdzają mnie w mojej niewiedzy. Ale wiem jedno. Wallis wierzy, że jego organizacja, zmodyfikowana nieco, ale wciąż opierająca się na podstawach, które on wymyślił, będzie czymś istotnym w świecie po upadku Mauraiów. To, co wy odkryliście w czasie waszej ostatniej wizyty w przyszłości, niezbyt pasuje do obrazu, jaki przedstawia Wallis. Tak więc jest jakaś sprzeczność. A co do tego, co się wydarzyło w międzyczasie... Macie jedynie słowa Wallisa, który przecież jest butny i na dodatek urodził się ponad sto lat temu. Co ma do tego data jego urodzin? zdziwił się Havig. Sporo. My żyjemy w trudnych czasach. Dostaliśmy od historii twarde lekcje, których nie doświadczyła generacja Wallisa. On mógł co najwyżej słyszeć o analizie operacyjnej, ale jej nie stosował, bo to go przerasta. Havig zaczął słuchać uważniej. Przykładem dwudziestowiecznego myślenia jest chociażby twój chronolog tłumaczyłem dalej. Co się z nim stało? Stary egzemplarz został w Konstantynopolu, kiedy mnie złapali. Zakładam, że znalazł go nowy właściciel domu i albo rozbił na kawałki, albo przestraszył się, że to są czary, i wyrzucił do morza. Teraz mam nowe modele. Przebiegł mnie dreszcz. Zacząłem trochę lepiej rozumieć Leoncję. Człowiek, który cię złapał, a to był Krasicki, czyli jeden z bardziej wykształconych ludzi w tamtej ekipie, nie pomyślał, żeby to zabrać ze sobą do badania powiedziałem. Co niezle chyba puentuje mój punkt widzenia. Przecież każdy podróżnik w czasie ma kłopoty z trafieniem w odpowiednią datę i godzinę. Dla ciebie był to problem do rozwiązania. I znalazłeś rozwiązanie w postaci odpowiedniego urządzenia. Wystarczało tylko znalezć firmę, która ci je zbuduje. Wallisowi nic takiego nigdy nie przyszło do głowy oznajmiłem z dumą, wydmuchując dym z fajki. Ani nikomu z tej jego bandy. Takie podejście do problemów jest im obce. Znowu zapadła cisza. Goście rozważali moje słowa. Sam nie wiem przyznał Havig. Jestem najmłodszym podróżnikiem w czasie. W sensie epoki, w której się urodziłem. Czyli przed wojną ostateczną. No właśnie, wykorzystaj to. Zrobiłeś już pierwszy krok, badając okres po upadku Federacji Mauraiów. Tobie wydaje się nieprawdopodobne, że ludzie Wallisa nie zrobili tak samo dokładnych badań. Musisz jednak pamiętać, że on pochodzi z czasów, w których nie zajmowano się przyszłością. Wtedy wszyscy wierzyli, że karczowanie lasów i eksploatacja kopalń będą trwały wiecznie. To były czasy Clerka Maxwella (myślę tu przede wszystkim o jego pracach, które pózniej doprowadziły do powstania cybernetyki), Babbage'a, Peirce'a, Ricarda, Clausewitza i wielu innych myślicieli, którzy stworzyli podwaliny dwudziestego wieku. W tamtych czasach zasiane przez nich ziarna jeszcze się nie rozwinęły. Jak prawdopodobnie wielu innych podróżników w czasie Wallis długo nie zabawił w swojej erze i nie zdążył niczego się nauczyć. Chciał przecież zostać supermenem... A ty, Jack, możesz skorzystać z całej tej wiedzy. Leoncja patrzyła na mnie w zadumie. Moje stwierdzenie musiało ją zaskoczyć. Havig zaczynał rozumieć mój punkt widzenia. Co proponujesz? spytał. Nic konkretnego. I ogólnie bardzo dużo. Skoncentruj się bardziej na strategii niż na taktyce. Nie próbujcie sami walczyć z całą organizacją. Stwórzcie lepszą. A skąd wezmiemy jej członków? Zewsząd. Wallis wysilił trochę wyobraznię przy rekrutowaniu, ale jego metody były gruboskórne, a wyniki minimalne. Na przykład jestem pewien, że w Jerozolimie tamtego dnia musi być więcej podróżników. Jego agenci zlokalizowali jedynie tych najbardziej oczywistych i wrócili do swoich czasów. Musi być jakiś sposób przyciągnięcia innych. Hmm... sam się nad tym zastanawiałem. Havig podparł podbródek dłońmi. Choćby chodzić po ulicach i nucić pieśni z mszy po grecku... I po łacinie. Nie możesz pozwolić na jakieś zatargi. Mocniej ścisnąłem fajkę. Poza tym czy naprawdę musicie trzymać wszystko w tajemnicy? Wiem, że twój wujek" miał rację, ale wtedy byłeś dzieckiem. Teraz jesteś już dorosły.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|