|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
związków? I wtedy, w chwili najbardziej nieodpowiedniej, wkro czyła Greta. Była blada, ledwie żywa. - Wprost nie wiem, jak wam dziękować! RS Gabriel, co zauważyłam nie bez satysfakcji, spojrzał na Gretę wzrokiem rozkojarzonym, ale natychmiast wziął się w garść. - Niestety to czasami się zdarza, Greto. Szpital da ci specjalny aparat dla córki. Nauczycie się, jak żyć z alergią. Mała wyjdzie ze szpitala za dzień lub dwa, kiedy uznają, że stan jest stabilny. - Greto, bądz spokojna, zorganizujemy wszystko. Przywieziemy tutaj ubranie i potrzebne drobiazgi. Ktoś odbierze was ze szpitala. I o nic się nie martw... Mówiłam, co należało powiedzieć, ale mój umysł za jęty był słowami Gabriela. Potrzebna... posada... Jak mógł tak to ująć?! - Wracam do domu - oświadczyłam. - Jeśli zaraz nie zajmę się indykiem, nikt go nie skosztuje przed zmrokiem. Gwałtowna reakcja doktora Yorka była prawdziwym szokiem. - Do diabła z indykiem! - wrzasnął. - Muszę ci coś powiedzieć, coś o wiele ważniejszego niż ten cholerny indyk! Na tym nie koniec. Złapał mnie za rękę i nie zważając na spore grono widzów - czyli Gretę, pracowników szpi tala i pacjentów czekających na badania - pociągnął mnie w zacisze czterech białych zasłon, tworzących kabinę, w której owe badania się odbywały. - O co ci chodzi, Sophie? Dlaczego powiedziałaś, że tylko na święta? To nie był żaden pokój, żadna rozmowa za zamknięty mi drzwiami. Zasłony cieniutkie, każde słowo dochodziło do uszu Grety, pielęgniarek i bladziutkich pacjentów. RS - Gabriel - starałam się mówić spokojnie - nie bardzo rozumiem, o co ci chodzi. Sam mi powiedziałeś, że nie uznajesz żadnych związków... - Myliłem się. Sophie, wracam do Afryki i... Mylił się? - A... rozumiem! - przerwałam głosem o ton wyż szym. - Potrzebny ci ktoś do zdobywania tabletek bez skutków ubocznych i dopilnowania, żebyś je połknął. Wszystko już sobie ułożyłam. On mnie potrzebuje, fakt. Drugi fakt -już mnie ma, nawet jeśli związane jest to z wyjazdem do Afryki. Ale najpierw musi zapłacić za tę posadę do końca życia". To przecież takie nieroman- tyczne! Gabriel nerwowo przeczesał włosy. - Sophie, pal sześć tabletki! Potrzebuję ciebie, ciebie, Sophie, rozumiesz? Chcę, żebyś czekała na mnie w domu, była w zasięgu ręki, kiedy wydaje się, że cały świat sprzy siągł się przeciwko mnie. %7łebym mógł ciebie objąć, przy tulić i... - Gabriel, proszę, nic już nie mów. Bo to było już dostatecznie romantyczne, prawda? I mogło wystarczyć na całe życie. - Muszę ci coś jeszcze wyznać. Wtedy, kiedy zemdla łem, byłaś przekonana, że robisz mi sztuczne oddychanie usta-usta. Ludzie mówią na to pocałunek życia". I słusz nie, przynajmniej tak było z nami. Dałaś mi życie, bo moje serce, kiedyś tylko pompa, zaczęło pracować zupełnie ina czej. Aż dudni mi w piersi, wystarczy, że o tobie pomyślę, Sophie. A myślę o tobie bez przerwy. Ogrzałaś moje serce i duszę. Czyli sprawa prosta. Bez ciebie nie mogę żyć. RS - Co chcesz przez to powiedzieć, Gabriel? - Chcę powiedzieć, że kocham cię, Sophie. Za białymi zasłonami rozległy się okrzyki radości. Gabriel spojrzał na białe zasłony, uśmiechnął się. Ale nie zamilkł. - Kocham cię, Sophie, i niezależnie od tego, co mó wiłaś o nowoczesnych kobietach, które nie potrzebują mę żów, chciałbym bardzo, żebyś zastanowiła się nad takim właśnie rozwiązaniem. Nie tylko dlatego, że każde z nas potrzebuje bliskiej osoby. Przede wszystkim dlatego, że razem" to znaczy o wiele więcej niż proste zsumowanie dwóch jedynek. Wyjdz za mnie, Sophie. - Gabriel, nie powinieneś mówić takich rzeczy pod wpływem chwili. - Jakiej chwili! - Sięgnął do kieszeni spodni i wyciąg nął pudełeczko. - Kupiłem go już w zeszłym tygodniu, kiedy przyjechałem do Londynu. Wiem, że będzie paso wał, bo pożyczyłem jeden z twoich pierścionków. - Wsu nął mi na palec złote kółeczko. - Diament to kamień niezniszczalny, kamień na zawsze. Tego właśnie pragnę, Sophie. Niezależnie od tego, co dalej będę robił w życiu, chcę, żebyś zawsze była przy mnie. - Aha. Czyli tak postępujecie wy, macho z gatunku Yorków? Jak się uprzecie, to nie ma siły, tak? A ja nie mam prawa się opierać? Uśmiech Gabriela był nie tylko zniewalający, ale i bar dzo szeroki. - Nie powiem, żebyś wczoraj wieczorem stawiała wielki opór. - Ciii, Gabriel, wszyscy słyszą. RS - No to pośpiesz się i powiedz tak", bo zaraz opo wiem wszystkim, jak to wczoraj mnie uwiodłaś... Miałam jedno wyjście. Długi i namiętny pocałunek. Skutecznie przywiódł Gabriela do milczenia, no i udzielił mu klarownej odpowiedzi. Naturalnie, że tak". Całą drogę do domu byłam niespokojna. Dom pełen
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|