|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
siÅ‚ w nogach. Znów obejrzaÅ‚em siÄ™ niespokojnie, lecz żywioÅ‚ak najwyrazniej nas nie Å›cigaÅ‚. ZastanawiaÅ‚em siÄ™, czy w jakiÅ› sposób jest uwiÄ™ziony w komnacie. Może miaÅ‚ za zadanie jej strzec? Schody skrÄ™caÅ‚y, tworzÄ…c spiralÄ™. CzyżbyÅ›my znalezli siÄ™ już wewnÄ…trz jednej z iglic? W żaden sposób nie mogÅ‚em tego stwierdzić, bo w Å›cianach nie byÅ‚o okien. OgarniaÅ‚ mnie coraz wiÄ™kszy niepokój. Nawet jeÅ›li uda nam siÄ™ zniszczyć samÄ… OrdynÄ™, po drodze roiÅ‚o siÄ™ od żywioÅ‚aków, zresztÄ… kto wie, jakich jeszcze innych stworzeÅ„. BÄ™dziemy musieli wrócić tymi samymi schodami, a do tej pory wszystko, co czai siÄ™ wÅ›ród cieni, zapewne zdąży siÄ™ ocknąć i odzyska siÅ‚y- Jak wiÄ™c zdoÅ‚amy uciec? W chwilÄ™ pózniej natrafiliÅ›my na kolejne niebezpieczeÅ„stwo. Przed nami na schodach leżaÅ‚a martwa wiedzma z klanu Moudheelów. RozpoznaÅ‚em jÄ… po bosych stopach i obszarpanej sukience. W miejscu gÅ‚owy oraz ramion zwijaÅ‚ siÄ™ lÅ›niÄ…cy pomaraÅ„czowy żywio- Å‚ak ognia w ksztaÅ‚cie rozgwiazdy. Powoli peÅ‚zÅ‚ w dół, pochÅ‚aniajÄ…c resztÄ™ ciaÅ‚a. ByÅ‚ to jeden z asterich, przed którymi ostrzegaÅ‚ mnie stracharz. - WyglÄ…da na to, że spadÅ‚ jej na gÅ‚owÄ™, gdy przechodziÅ‚a doÅ‚em - zauważyÅ‚ mistrz. - Nielekka to Å›mierć. PrzyciskajÄ…c ciaÅ‚a do kamiennych Å›cian, szliÅ›my dalej, omijajÄ…c możliwie szerokim Å‚ukiem martwÄ… czarownicÄ™ i jej przerażajÄ…cego zabójcÄ™. Potem jednak stracharz wskazaÅ‚ przed siebie. Do sufitu przywarÅ‚o cztery czy pięć podobnych żywioÅ‚aków, pulsujÄ…cych ogniem. - Sam nie wiem, czy lepiej poruszać siÄ™ wolno, czy też biegiem - wymamrotaÅ‚. - Spróbujmy podejść powoli, trzymajmy siÄ™ razem. Przygotuj laskÄ™, chÅ‚opcze! Stracharz znów ruszyÅ‚ przodem, za nim Alice, ja oraz Bill Arkwright. UnosiliÅ›my w gotowoÅ›ci kije. W ustach zaschÅ‚o mi ze strachu. WspinaliÅ›my siÄ™ powoli, miarowo, przechodzÄ…c pod pierwszymi dwoma żywioÅ‚akami w ksztaÅ‚cie gwiazdy. Może wciąż spaÅ‚y albo osÅ‚abiÅ‚a je ulewa? Oby... W chwili, gdy już sÄ…dziliÅ›my, że udaÅ‚o nam siÄ™ uniknąć niebezpieczeÅ„stwa, usÅ‚yszeliÅ›my syk. Duży ży- wioÅ‚ak Å›mignÄ…Å‚ wprost ku gÅ‚owie stracharza. Mistrz zamachnÄ…Å‚ siÄ™ laskÄ…, w deszczu iskier ostrze przecięło stwora na pół. Oba kawaÅ‚ki wylÄ…dowaÅ‚y na stopniach za nami. Obejrzawszy siÄ™, odkryÅ‚em, że peÅ‚znÄ… ku sobie, próbujÄ…c poÅ‚Ä…czyć siÄ™ w jednÄ… istotÄ™. PospieszyliÅ›my dalej, caÅ‚y czas jednak sprawdzaliÅ›my sufit, wypatrujÄ…c zagrożenia. W koÅ„cu dotarliÅ›my na podest. Naprzeciw nas otwieraÅ‚o siÄ™ troje wielkich drzwi. PojÄ…Å‚em, że trafiliÅ›my zapewne na wejÅ›cia do wież. - Które wybierzemy? - spytaÅ‚ stracharz, przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ kolejnym kamiennym stopniom. - Możemy tylko zgadywać - odparÅ‚ Arkwright, wzruszywszy ramionami. - To wielkie zamczysko - zabraknie nam czasu, by przeszukać je caÅ‚e. Sprawa nie wyglÄ…da zbyt dobrze. - Alice potrafi wywÄ™szyć niebezpieczeÅ„stwo - podsunÄ…Å‚em. Stracharz zmarszczyÅ‚ brwi na myÅ›l o wykorzystywaniu mocy mroku. ZaczÄ…Å‚em mówić szybko, nim zdążyÅ‚ siÄ™ sprzeciwić. - Mama życzyÅ‚aby sobie, żebyÅ›my skorzystali ze wszystkiego, co pozwoli nam przeżyć i zabić OrdynÄ™! - A ja wyjaÅ›niaÅ‚em już, że nie podobajÄ… mi siÄ™ pewne metody twojej mamy. Sam wolÄ™ ich nie stosować _ warknÄ…Å‚ mój mistrz. - ProszÄ™ pozwolić Alice to zrobić - bÅ‚agaÅ‚em cicho. - ProszÄ™... - MyÅ›lÄ™, że nie mamy wyboru. Pozwólmy dziewczynie spróbować - wtrÄ…ciÅ‚ Arkwright. Stracharz zamknÄ…Å‚ oczy z cierpiÄ™tniczÄ… minÄ…, po czym niemal niedostrzegalnie skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…. Alice natychmiast podeszÅ‚a do Å›rodkowych schodów. Po dwakroć gÅ‚oÅ›no pociÄ…gnęła nosem. - Nie potrafiÄ™ stwierdzić, co jest na górze - przyznaÅ‚a - bo tÄ™dy wÅ‚aÅ›nie poszÅ‚y czarownice. SkaziÅ‚y powietrze, toteż nie umiem poznać, co kryje siÄ™ dalej. - W takim razie rozsÄ…dnie bÄ™dzie pójść tÄ™dy - zasugerowaÅ‚ stracharz. - Przynajmniej możemy spodziewać siÄ™ ostrzeżenia, jeÅ›li natknÄ… siÄ™ na coÅ› groznego. ZresztÄ…, zapewne one też wÄ™szyÅ‚y. Chyba uznaÅ‚y, że to najbezpieczniejsza droga. Nim jednak Alice zdążyÅ‚a odpowiedzieć, ze Å›rodkowego tunelu dobiegÅ‚ nas krzyk. Odwróciwszy siÄ™, ujrzeliÅ›my kogoÅ› biegnÄ…cego ku nam schodami. Stracharz uniósÅ‚ laskÄ™. Ze szczÄ™kniÄ™ciem wypuÅ›ciÅ‚ ukrytÄ… klingÄ™. STARCIE DEMONÓW %7Å‚YWIOAAKI OGNIA W chwilÄ™ pózniej na podest wypadÅ‚a wrzeszczÄ…ca wiedzma. Jej wÅ‚osy pÅ‚onęły, szpiczaste trzewiki tupaÅ‚y gÅ‚oÅ›no po marmurowej posadzce. WÄ…tpiÄ™, czy w ogóle nas zobaczyÅ‚a. Nadal krzyczÄ…c, pÄ™dziÅ‚a po schodach. Wkrótce zniknęła nam z oczu. Potem zjawiÅ‚a siÄ™ druga, bosa Moudheelka, jedna z krewniaczek Mab. Ark- wright ucapiÅ‚ jÄ…, chwyciwszy za obszarpany rÄ™kaw i zagroziÅ‚ laskÄ…. W oczach Moudheelki wyczytaÅ‚em grozÄ™, twarz miaÅ‚a umazanÄ… sadzÄ…, poza tym jednak wydawaÅ‚a siÄ™ nietkniÄ™ta. - Puść mnie! - krzyknęła. - Co siÄ™ staÅ‚o? - spytaÅ‚ ostro. - Ogniste demony! Nie miaÅ‚yÅ›my szans. One nie żyjÄ…. Wszystkie! Z tymi sÅ‚owy wyrwaÅ‚a mu siÄ™ i uciekÅ‚a po schodach. JeÅ›li miaÅ‚a racjÄ™, czarownice co do jednej wyginęły - nawet Grimalkin. Moc Ordyny nie pozwalaÅ‚a im skutecznie wywÄ™szyć niebezpieczeÅ„stwa, nie potrafiÅ‚y walczyć z żywioÅ‚akami ognia. Alice sprawdziÅ‚a lewe schody. PokrÄ™ciÅ‚a gÅ‚owÄ…. - Na górze czai siÄ™ niebezpieczeÅ„stwo! - Stanęła przy prawych. Tutaj przytaknęła sama sobie. - Wydaje siÄ™, że w porzÄ…dku... RozpoczÄ™liÅ›my zatem ostrożnÄ… wspinaczkÄ™. Stra- charz ponownie zajÄ…Å‚ miejsce na czele. WdrapywaliÅ›my siÄ™ i wdrapywaliÅ›my bez koÅ„ca. ZmÄ™czone nogi ciążyÅ‚y mi jak ołów. Z przerażeniem pomyÅ›laÅ‚em, że caÅ‚a ta olbrzymia budowla, peÅ‚na mrocznych stworów - niektórych nieznanych, nieopisanych nawet w bestiariu- szu stracharza, przeszÅ‚a przez portal z innego Å›wiata. A gdyby Ord nagle wróciÅ‚a tam, skÄ…d przybyÅ‚a, zabierajÄ…c nas ze sobÄ…? PrzerażajÄ…ca wizja. WolaÅ‚em, byÅ›my zrobili, co trzeba, i uciekli, zamiast wnikać gÅ‚Ä™biej, zdani na Å‚askÄ™ nieznanych potworów. W koÅ„cu dotarliÅ›my na szczyt schodów. UjrzeliÅ›my przed sobÄ… wielkie okrÄ…gÅ‚e drzwi z brÄ…zu. Wyryto na nich ogromnÄ… czaszkÄ™. Nie miaÅ‚y zamka ani klamki, lecz stracharz przyÅ‚ożyÅ‚ dÅ‚oÅ„ do rzezby i pchnÄ…Å‚. Drzwi otwarÅ‚y siÄ™ bezszelestnie. UnoszÄ…c wysoko latarniÄ™, wkroczyÅ‚ do
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|