|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
I do niej. Zirytowany Zach wyrzucił ramiona w górę. Po czyjej jesteś stronie, co? 49 R L T Po prostu mam wątpliwości. Zach spiorunował go wzrokiem. Jakich jeszcze argumentów powinien użyć, by przyjaciel przejrzał w końcu na oczy? Jaka szkoda, że Dylan nie odziedziczył kilku genów po swoim przodku Caldwellu. Przecież nie na- kłania go do napadu na bank. Rysunki są jego własnością. Technicznie rzecz biorąc, należą w połowie do Kaitlin, ale moralnie całkowicie do niego. Musi chronić firmę zatrudniającą tysiące pracowników. Muszę wiedzieć, czy ona mnie nie zrujnuje oznajmił. Wiemy, że zamierza się mścić. Sam pomyśl, gdyby obawiała się tylko o mój sprzeciw w kwestiach estetycznych, to sama rzuciłaby mi te rysunki prosto w twarz. Nie, stary, mówię ci, ona coś knuje. Dylan zamyślił się głęboko. Niby co? zapytał w końcu, a Zach już wiedział, że go przekonał. Chce wpędzić firmę w takie tarapaty, z których się nie wydostaniemy, zobaczysz. Uważasz, że ona... Nie wiem, co ona knuje. O to właśnie chodzi. Nic nie wiem o tej kobiecie poza jednym: że oskarża mnie o wszystkie swoje porażki. W głębi ducha Zach przyznawał, że nieco mijał się z prawdą. Wiedział trochę więcej o Kaitlin. Na przykład to, że była piękna, inteligentna i dowcipna. Gdy ją całował, zapominał, że są wrogami. I pragnął jej mocniej niż jakiejkolwiek kobiety na świecie. To zaś oznacza, że musi być twardy i zdeterminowany, inaczej nie wygra. Uczucia stanowią przeszkodę, którą należy usunąć. Gdyby chodziło o ciebie rzekł do Dylana kłamałbym, kradł i oszukiwał, byle cię ocalić. To nie fair bronił się Dylan. 50 R L T Jak to? zdziwił się Zach. Bo i tak kłamiesz, kradniesz i oszukujesz pod byle pretekstem. Zach wyszczerzył zęby w uśmiechu. Obaj wiedzieli, że to tylko żart. To dlatego, że w głębi serca jestem piratem oznajmił, wiedząc, że ma Dylana po swojej stronie. A ja nie. Zach klepnął go z rozmachem w ramię. Ale pracuję nad tobą. Zdegustowany Dylan potrząsnął głową. Poddał się i nie zamierzał dłużej oponować. Daj mi te cholerne kluczyki warknął. I jesteś mi winien przysługę. Zach wyjął zapasowe kluczyki i podał je Dylanowi. Odwdzięczę się, kiedy tylko zechcesz. Za godzinę będziemy w Boondocks. Parking znajduje się przy Czterdziestej Czwartej ulicy. Jak w ogóle do tego doszło? spytał Dylan, obracając w ręku kluczyki. Ostatnio co rano stawiam sobie to pytanie. Może gdybyś wrócił na uczciwą drogę... rzucił przyjaciel z krzywym uśmiechem. Cały czas na niej jestem. A teraz wez się dla mnie do roboty, okej? Zach wyszedł z gabinetu i pojechał windą na drugie piętro. Przyszło mu na myśl, że Dylan ma trochę racji. Przecież celowo wpakował Kaitlin do ciasnej klitki. Nie był szczególnie dumny ze swojego najnowszego planu, ale nie widział innej możliwości uzyskania informacji. Sytuacja stawała się krytyczna. Znalezienie nowej posady dla Kaitlin nie przebiegało wcale tak 51 R L T gładko, jak się spodziewał. Istniało zagrożenie, że będzie musiał się zgodzić na jej projekt renowacji budynku, a to nie wchodzi w grę. Trzeba przedsięwziąć konkretne kroki. Znalazł się pod jej drzwiami, gdy właśnie je zamykała przed wyjściem do domu. Miała ze sobą laptopa i skórzaną teczkę. Wybierasz się gdzieś na kolację? zapytał. Spojrzała na niego spłoszonym wzrokiem, rozglądając się, jakby się bała, że ktoś ich podsłuchuje. A czemu pytasz? W jej głosie wyczuł podejrzliwość. Mam spotkanie w interesach. Na jachcie? Próbował zinterpretować jej odpowiedz. Czy była to przygana, czy raczej żart? Czyżby myśl o przebywaniu z nim sam na sam ją zaniepokoiła? A jeśli tak, to z jakiej przyczyny? Czy nadal jej się podobał? W Boondocks odparł. Spotykam się z Rayem Lambertem. Pomyślałem, że chętnie byś go poznała. To ją wyraznie zaciekawiło. Lambert pełnił funkcję prezesa nowojorskiego Stowarzyszenia Architektów. Zach był pewien, że Kaitlin nie odmówi. Umówiłeś się z Lambertem? spytała ostrożnie. Tak, na kolację. Z nim i z jego żoną. I chciałbyś mnie tam zabrać? Jeżeli nie masz czasu... Zach obojętnie wzruszył ramionami. Ależ mam. Usiłuję tylko zrozumieć twoje intencje. W duchu podziwiał jej bystrość i przenikliwość. Była sprytna, ale on zdoła ją przechytrzyć. Lambert to prawdziwy as w rękawie. To nic trudnego. Przyrzekłaś oddać mi firmę pod pewnymi 52 R L T warunkami, chciałbym je spełnić. Była to częściowo prawda. Skoro chcesz robić karierę w tym mieście, powinnaś poznać Raya. I nic się pod tym nie kryje? Automatycznie opuścił wzrok na jej pełne wargi. Nie planował nadać głosowi kuszącego brzmienia ani nachylić się do niej, ale tak właśnie się stało. Co niby miałoby się kryć? Obiecałeś przypomniała mu zaniepokojona. Ty także. Przecież nic nie robię. Ani ja skłamał. Jego ciało stało się przekaznikiem ogarniającego go pożądania. Zwodzi cię wyobraznia. Przyglądasz mi się. A ty mnie. Zach... Katie. To było głupie i mogło zrujnować jego subtelny plan na wieczór, ale nie umiał się powstrzymać: grzbietem dłoni musnął jej rękę. Zwykłe dotknięcie, a wywarło piorunujący efekt. Policzki Kaitlin się zaczerwieniły, oczy pociemniały. Poczuł przypływ podniecenia. To nie będzie randka. Nie ufasz sobie? odważył się zapytać. Przede wszystkim nie ufam tobie! Sprytne. Inteligentnie odbiła piłeczkę. Zach wiedział, że najważniejsza jest firma. Za wszelką cenę musiał obejrzeć rysunki Kaitlin, od tego zależało wszystko: dobro Harper Transportation i pracowników firmy, zachowanie dziedzictwa rodowego. 53 R L T Robisz wiele, żebym odmówiła zauważyła. Szczerze mówiąc, sam już nie wiem, co robię wyznał, zanim zdążył ugryzć się w język. To, co czuł w stosunku do Kaitlin, było dość skomplikowane. Desperacko pragnął ją pocałować. Marzył o jej ciele. Gdyby mógł, zerwałby z niej ubranie i kochał się z nią bez pamięci. Wtedy jednak sprawy firmy wymknęłyby się spod kontroli. Odsunął się z wysiłkiem. Kolacja z Rayem Lambertem? upewniła się. Skinął głową bez słowa. Jego plan zadziałał, tak jak się spodziewał. Ocena stanu emocji drugiej osoby jest zdumiewająco skutecznym
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|