|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdjąć - zwrócił się do pacjenta. Raczej niepotrzebnie, ponieważ chłopak leżał obojętnie, jakby to wszystko dotyczyło kogoś innego. Asystując przy zabiegu, Hannah zaczęła się coraz bardziej niepokoić stanem Steve'a, który na ich próby nawiązania rozmowy odpowiadał jedynie mruknięciami. - Czy on zawsze jest taki małomówny, czy to jest skutek uderzenia? - zapytała w końcu. - Nie wiem. Sądząc po ranie, musiał niezle dostać. Podejrzewam, że musi go potwornie boleć głowa, i że w związku z tym nie jest w zbyt towarzyskim nastroju. Mimo że wyjaśnienie Lea brzmiało całkiem rozsądnie, miała niejasne przeczucie, iż przyczyna tej małomówności leży gdzie indziej. - No, stary, gotowe - oznajmił Leo, przycinając ostatni szew. Wrzucił wszystkie instrumenty do miski, którą podała mu Hannah, i ściągnął maskę z twarzy. - Teraz poszukam mu jakiegoś łóżka. Obserwowała twarz chłopaka, który po raz pierwszy spojrzał całkiem przytomnie. Spostrzegła, że na wzmiankę o szpitalu mocniej zacisnął wargi. Zaświtała jej pewna myśl. Zciągnęła maskę z twarzy. - Jak długo tu zostanie? - spytała Lea, który w drugim końcu gabinetu zdjął rękawiczki i wrzucił do kubła. - 84 - S R Już zamierzał pchnąć ramieniem wahadłowe drzwi, gdy w pół gestu zatrzymał się, wyraznie zaskoczony sposobem, w jaki Hannah wymawia poszczególne słowa. Zgodnie z jej przewidywaniami Steve przeniósł wzrok na Lea. Uważnie wpatrywał się w jego twarz, oczekując odpowiedzi. - Jeżeli nie będzie komplikacji, to chyba do jutra... Mógłby nawet wyjść dzisiaj, jeżeli w domu ma jakąś opiekę. - Mam - usłyszeli chrapliwy głos. Leo był tak zaskoczony, że aż pokręcił głową. - Nareszcie oprzytomniałeś - zauważył. Hannah dotknęła dłoni chłopaka, by zwrócić na siebie jego uwagę. - Myślę, że przez cały czas był przytomny. - Stojąc twarzą do pacjenta, mówiła powoli i wyraznie. - Nie wiedział, że mówimy, bo nie widział naszych ust. Mieliśmy przecież na twarzach maski. - Tak - powtórzył Steve, przykładając rękę do ucha. - yle słyszę, zgubiłem aparat. Ten potworny ból głowy... Trudno mi się skupić. - Strasznie przepraszam - zaczął Leo, szeroko się uśmiechając. - Gdybym o tym wiedział, wszystko bym ci wyjaśnił jeszcze przed zabiegiem. Rozumiem, że nie czułeś się dobrze, nie wiedząc, co cię czeka. - Zamyślił się. - Powiedziałeś mam". Czy to znaczy, że w domu ktoś może się tobą zająć? - Tak. Mama. - Sięgnął do kieszeni spodni po portfel. - Telefon. - Wyjął kartkę z adresem i numerem. - Niepokoi się... - skomentował sucho, wykrzywiając wargi w typowo męskim grymasie. - Sprawa załatwiona - skonstatował Leo, po czym jednak dodał: - Mocno oberwałeś, więc wolałbym, żebyś mimo wszystko został u nas do wieczora, a jeżeli do tej pory nic się nie wydarzy, wrócisz do domu. - Dobrze. - Chłopak wyraznie się rozpromienił i ostrożnie opuścił głowę na poduszkę. - 85 - S R Leo tymczasem wyszedł z gabinetu. Hannah poczuła, że nareszcie może swobodnie oddychać. Uprzątnęła zabrudzone opatrunki, przygotowała nowy zapas środków i instrumentów, kolejny raz sprawdziła Davidowi poziomy cukru i insuliny. Ledwie skończyła się krzątać, do gabinetu wpadli Leo i Tina Wadland, a za nimi salowy z wózkiem. - Załatwione - oświadczył Leo, raz jeszcze zerkając na dane Steve'a Wrighta. - Jedziesz na górę, na obserwację. Wyjdziesz, jak będziemy mieli pewność, że nic ci nie grozi. - Dobra. Głowa mi pęka. Nie mam siły protestować. Leo roześmiał się. - Niedługo zadziałają środki przeciwbólowe - pocieszył go i przeszedł do drugiego pacjenta. - Teraz siostra Wadland będzie sprawdzała poziom cukru i pilnowała, żebyś leżał spokojnie. Mrugnął do niego porozumiewawczo. Młody człowiek wyraznie odzyskiwał siły, bo z zaciekawieniem spoglądał na śliczną pielęgniarkę, która podchodziła do jego łóżka. - Siostro - Leo zwrócił się teraz do Hannah - proszę ze mną... Opuścił gabinet. Nie miała innego wyjścia, jak tylko pójść za nim. Spodziewała się, że razem przenoszą się do innego gabinetu zabiegowego. On tymczasem już znikał w drugim końcu korytarza. - Leo! Doktorze Stirling! - zawołała za nim. - Dokąd idziemy? - zapytała zadyszana, gdy dogoniła go przy drzwiach prowadzących do wyjścia awaryjnego. - Tam... - Delikatnie ujął ją za łokieć i wyprowadził na schody. - Mam nadzieję, że tutaj przez pięć minut nikt nie będzie miał do nas żadnej sprawy. Początkowo nie bardzo rozumiała, o co mu chodzi. - 86 - S R Uważała, że jeżeli w gabinecie będzie jeszcze trzecia osoba, Leo zachowa się w sposób opanowany. Miała nawet nadzieję, że w końcu zapomni o tym niefortunnym incydencie... Przeliczyła się. Kiedy zajmowali się pacjentami, zachowywał absolutny spokój, ale teraz widziała wyraznie, że się hamuje. Gwałtownie zbierała myśli, ale porażona jego płomiennym spojrzeniem, poczuła nagły przypływ gorąca. Decyzja już zapadła, upominała siebie. To nieważne, że go kocha. Przecież on nigdy nie odwzajemni tego uczucia. To niemożliwe. Informacja o tym, że stracił narzeczoną, utwierdziła ją w przekonaniu, że zamierzał pozostać kawalerem. Sama musi poradzić sobie ze swoim zle ulokowanym uczuciem. To nic nowego. Czekała, by coś powiedział, a jednocześnie utwierdzała się w przekonaniu, że nie jest osobą, którą można łatwo zmusić do czegokolwiek wbrew jej woli. Jest dojrzałą kobietą, która dokonała rozsądnego wyboru i wie, jak ma wyglądać jej życie. Nie ma powodu mówić mu więcej, niż uważa za stosowne, zwłaszcza że znając Lea, nie potrzebuje się obawiać, że zechce ją zmusić do zmiany decyzji. - Słucham - zaczął, dając jej do zrozumienia, że to ona powinna przejąć inicjatywę. Z przerażeniem pomyślała, że Leo z trudem panuje nad uczuciami. Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|