|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A ponieważ przez te wszystkie lata przebywał w naszej rodzinie, więc stał się znany jako Andrew Martin. Za pozwoleniem wysokiego sądu chciałabym nadal mówić o nim jako 65 o Andrew. Sędzia przytaknął niemal bezwiednie. Przecież i tak wniesiono do sądu petycję pod- pisaną właśnie tym imieniem i nazwiskiem. Mała Miss mówiła więc dalej. Nazwałam go swoim przyjacielem. Oto właśnie, kim dla mnie jest. Ale nie tylko przyjacielem. Jest także służącym w naszej rodzinie. Jest robotem. Byłoby absurdem za- przeczać temu. Lecz przecież wbrew temu, co usłyszeliśmy w błyskotliwych przemó- wieniach moich poprzedników prosi on tylko o to, by uznać go za wolnego robota. Nie zaś, jak to sugerowano, za wolnego człowieka. Nie przyszedł tu dziś po to, by uzy- skać prawo do głosowania, do małżeństwa, czy też aby usunięto mu z mózgu założe- nia Trzech Praw. Ludzie są ludzmi, roboty są robotami, a Andrew doskonale sobie zda- je sprawę z tego, gdzie jest jego miejsce. Przerwała na moment i rozejrzała się po sali, zatrzymując wzrok na Van Burenie; oczekiwała zapewne, że skinie choć głową na potwierdzenie. Ale ze strony Van Burena nie było żadnej reakcji, poza chłodnym spojrzeniem profesjonalisty. Mała Miss mówiła więc dalej. Sprawa przedstawia się następująco: chodzi o wolność dla robota Andrew Marti- na... o nic więcej. Pan Van Buren argumentował, że wolność jest pojęciem bez znacze- nia, jeśli ją odnieść do robota. Pozwolę sobie nie zgodzić się, wysoki sądzie. Nie zgadzam się absolutnie. Spróbujmy zrozumieć, co wolność znaczy dla Andrew... jeśli to możliwe. W pewnym sensie on już jest wolny. Myślę, że co najmniej od dwudziestu lat nikt w ro- dzinie Martinów nie wydał Andrew polecenia wykonania jakiejkolwiek czynności, któ- rej mógłby, w naszym mniemaniu, nie wykonać z własnej woli, z własnej inicjatywy. Je- śli zaś chodzi o nasze wzajemne stosunki: lubimy Andrew, szanujemy go... można by na- wet rzec, że go kochamy. Nie popełnilibyśmy takiej gafy... takiego nietaktu, by wydawać mu polecenia. Jest z nami już tak długo, że sam doskonale wie, co musi być zrobione. Po prostu tak jak każdy inny członek rodziny, który mieszka w domu. Ale przecież mogli- byśmy mu wydawać polecenia i surowo przestrzegać ich wykonania. Moglibyśmy to ro- bić w każdej chwili, bo jest maszyną, która do nas należy. I dokładnie tak jest napisane w dokumentach, które przysłano wraz z nim, daw- no temu, gdy ojciec przedstawił go nam po raz pierwszy: on jest naszym robotem, a ze względu na Prawo Drugie zobowiązany jest do absolutnego względem nas posłuszeń- stwa. Ma takie samo prawo do świadomej odmowy posłuszeństwa, jak jakakolwiek inna maszyna. Czyli nie ma go wcale. I chcę tu zaznaczyć, wysoki sądzie, że martwi nas i krę- puje posiadanie takiej nad nim władzy. No bo, przecież, dlaczego mielibyśmy go traktować w ten sposób? W tak surowy, zimny sposób...? Co nam daje do tego prawo? Andrew służy nam od dziesięcioleci, wiernie, bez narzekań, z chęcią... Andrew uczynił życie naszej rodziny szczęśliwszym na 66 wiele sposobów. A jeszcze zupełnie poza tym sam, z własnej woli zajął się rzez- biarstwem. Przez te wszystkie lata wyprodukował mnóstwo wspaniałych mebli i wycza- rował tak wspaniałe przedmioty, że można nazwać je jedynie dziełami sztuki najwyż- szej klasy. Są poszukiwane przez wiele muzeów i prywatnych kolekcjonerów na całym świecie. Biorąc to wszystko pod uwagę, jak moglibyśmy sprawować nad nim taką władzę? Z racji jakiego prawa mielibyśmy uważać się za władców absolutnych tak niezwykłej osoby...? Osoby... pani Charney? przerwał sędzia Kramer. Mała Miss wyglądała przez chwilę na skrępowaną. Jak już powiedziałam na samym początku, wysoki sądzie, nie mam nic przeciw temu, by nazywać Andrew robotem. Takie są przecież fakty. Ale znam go już tak dłu- go i tak dobrze, że dla mnie jest on jak... osoba. Ale dobrze, poprawię się. Z racji jakiego prawa mielibyśmy uważać się za władców absolutnych tak niezwykłego robota? Sędzia Kramer zmarszczył brwi. A więc celem tej petycji, proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, jest prośba o usu- nięcie z mózgu Andrew założeń Trzech Praw, aby w ten sposób uwolnić go spod kon- troli człowieka? Absolutnie nie, wysoki sądzie prawie krzyknęła Mała Miss. To pytanie wyraz- nie wytrąciło ją z równowagi. Nie jestem nawet pewna, czy to... czy to byłoby w ogóle możliwe. O! Proszę! Nawet Andrew kręci głową. Proszę spojrzeć. Czyli to nie jest moż- liwe. A już z całą pewnością nie myśleliśmy o tym, kiedy składaliśmy petycję. Więc o czym, jeśli wolno zapytać, myśleliście, gdy składaliście waszą petycję? Chodziło tylko o rzecz następującą: by przyznać Andrew oficjalny dokument, któ- ry stwierdzałby jednoznacznie, że jest on wolnym robotem, panem samego siebie, i że jeżeli się decyduje służyć panu Martinowi, to tylko z własnego wyboru, a nie ze względu na zasady zapisane w oryginalnym kontrakcie z jego producentami. To sprawa czysto semantyczna. Nie chodzi o nic, co miałoby związek z Trzema Prawami i ewentualnymi ich zmianami, nawet jeśli byłyby możliwe. Poprzez tę petycję próbujemy tylko zdezak- tualizować zasady narzuconej mu służby względem nas. Przy czym, jestem o tym prze- konana, on i tak dalej by nam służył. Ale robiłby to już z własnej woli wierzę, że tak właśnie by było a nie dlatego, że to jest od niego wymagane. Nie byłby już służącym
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|