|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Å›miertelnie grozny i caÅ‚kowicie pozbawiony litoÅ›ci. - Stefano, przestaÅ„! ObróciÅ‚ gÅ‚owÄ™ w jej stronÄ™, zaskoczony, jakby zapomniaÅ‚, że caÅ‚y czas tu staÅ‚a. Przez chwilÄ™ patrzyÅ‚ na niÄ…, jakby jej nie poznawaÅ‚. Oczy miaÅ‚ czarne w Å›wietle księżyca. PomyÅ›laÅ‚a, że przypomina drapieżnika. JakiegoÅ› wielkiego ptaka albo miÄ™sożercÄ™ o lÅ›niÄ…cej sierÅ›ci, niezdolnego do odczuwania ludzkich emocji. A potem na jego twarzy pojawiÅ‚o siÄ™ zrozumienie i ze spojrzenia zniknęło nieco mroku. PopatrzyÅ‚ na bezwÅ‚adnie chwiejÄ…cÄ… siÄ™ gÅ‚owÄ™ Tylera, a potem Å‚agodnie oparÅ‚ go o nagrobek z czerwonego marmuru. Pod Tylerem nogi siÄ™ ugięły i chÅ‚opak osunÄ…Å‚ siÄ™ po pÅ‚ycie, ale - ku uldze Eleny - otworzyÅ‚ oczy. A przynajmniej lewe. Prawe napuchÅ‚o i zamieniÅ‚o siÄ™ w szparkÄ™. - Nic mu nie bÄ™dzie - powiedziaÅ‚ Stefano bezbarwnym tonem. LÄ™k mijaÅ‚. Elena czuÅ‚a siÄ™ teraz pusta. Jestem w szoku, zdziwiÅ‚a siÄ™. Pewnie lada moment zacznÄ™ histerycznie krzyczeć. - Ma ciÄ™ kto zabrać do domu? - spytaÅ‚ Stefano wciąż tym samym, lodowato nieczuÅ‚ym tonem. Elena pomyÅ›laÅ‚a o Dicku i Vickie, którzy robili Bóg wie co za nagrobkiem Thomasa Fella. - Nie - powiedziaÅ‚a. Jej umysÅ‚ znów zaczynaÅ‚ pracować, zauważać otaczajÄ…cy jÄ… Å›wiat. Fioletowa sukienka byÅ‚a rozdarta na przodzie do samego doÅ‚u, kompletnie zniszczona. Odruchowo zebraÅ‚a faÅ‚dy, zasÅ‚aniajÄ…c siÄ™ trochÄ™. - OdwiozÄ™ ciÄ™. Mimo odrÄ™twienia Elena poczuÅ‚a dreszcz. SpojrzaÅ‚a na niego, na tÄ™ dziwnie eleganckÄ… postać o twarzy bladej w Å›wietle księżyca, stojÄ…cÄ… pomiÄ™dzy nagrobkami. Jeszcze nigdy przedtem nie byÅ‚ w jej oczach taki... taki piÄ™kny. Ale miaÅ‚ w sobie coÅ› obcego. Nie tylko cudzoziemskiego, ale nieludzkiego, bo żaden czÅ‚owiek nie mógÅ‚by roztaczać wokół siebie atmosfery takiej mocy ani takiej rezerwy. - DziÄ™kujÄ™. To bardzo miÅ‚o z twojej strony - powiedziaÅ‚a powoli. Nic innego nie mogÅ‚a zrobić. Zostawili obolaÅ‚ego Tylera, który usiÅ‚owaÅ‚ podnieść siÄ™ na nogi przy nagrobku dziadka. ElenÄ™ znów przeszyÅ‚ chłód, kiedy doszli do Å›cieżki, a Stefano ruszyÅ‚ w stronÄ™ mostu Wickery. - ZostawiÅ‚em samochód w pensjonacie - wyjaÅ›niÅ‚. - TÄ™dy wrócimy najszybciej. - PrzyszedÅ‚eÅ› z tamtej strony? - Nie. Nie przyszedÅ‚em przez most. Ale tamtÄ™dy bÄ™dzie bezpiecznie. UwierzyÅ‚a mu. Blady i milczÄ…cy. SzedÅ‚ obok, nie dotykajÄ…c jej. ZdjÄ…Å‚ tylko marynarkÄ™ i okryÅ‚ niÄ… jej nagie ramiona. PoczuÅ‚a dziwnÄ… pewność, że zabiÅ‚by każdÄ… istotÄ™, która spróbowaÅ‚aby jÄ… zaatakować. Most bielaÅ‚ w Å›wietle księżyca, a pod nim lodowata woda opÅ‚ywaÅ‚a wiekowe gÅ‚azy. CaÅ‚y Å›wiat trwaÅ‚ nieruchomo, piÄ™kny i chÅ‚odny, kiedy szli pomiÄ™dzy dÄ™bami w stronÄ™ wÄ…skiej podmiejskiej drogi. Mijali pastwiska otoczone pÅ‚otami i ciemne pola, aż doszli do dÅ‚ugiego zakrÄ™tu przed podjazdem pod pensjonat. Wielki budynek wzniesiono z rdzawej cegÅ‚y z miejscowej gliny. OtaczaÅ‚y go stare cedry i klony. We wszystkich oknach poza jednym byÅ‚o ciemno. Stefan otworzyÅ‚ skrzydÅ‚o podwójnych drzwi i weszli do niewielkiego holu. DokÅ‚adnie naprzeciwko byÅ‚a klatka schodowa. PorÄ™cz przy schodach, tak jak i drzwi, wykonano z naturalnego dÄ™bu, wypolerowanego do poÅ‚ysku. Weszli na sÅ‚abo oÅ›wietlony podest pierwszego piÄ™tra. Ku zdziwieniu Eleny Stefano wprowadziÅ‚ jÄ… do jednej z sypialni i otworzyÅ‚ drzwi, które wyglÄ…daÅ‚y, jakby za nimi byÅ‚a jakaÅ› szafa. Za drzwiami zobaczyÅ‚a bardzo wÄ…skie, strome schody. Co za dziwne miejsce, pomyÅ›laÅ‚a. Ta tajemnicza klatka schodowa, ukryta w samym sercu domu, gdzie nie mógÅ‚ przeniknąć żaden odgÅ‚os z zewnÄ…trz. DoszÅ‚a do szczytu schodów i weszÅ‚a do wielkiego pokoju, który zajmowaÅ‚ caÅ‚e drugie piÄ™tro. ByÅ‚ prawie tak samo sÅ‚abo oÅ›wietlony jak korytarz, ale Elena widziaÅ‚a poplamiony drewniany parkiet i goÅ‚e belki pod pochyÅ‚ym sufitem. WszÄ™dzie byÅ‚y wysokie okna, a pomiÄ™dzy kilkoma ciężkimi meblami staÅ‚y liczne skrzynie. ZdaÅ‚a sobie sprawÄ™, że Stefano na niÄ… patrzy. - Jest tu jakaÅ› Å‚azienka, gdzie mogÅ‚abym...? SkinÄ…Å‚ w stronÄ™ jakichÅ› drzwi. Zdjęła marynarkÄ™ i podaÅ‚a mu jÄ…, nawet na niego nie patrzÄ…c. ROZDZIAA ÓSMY Elena weszÅ‚a do Å‚azienki oszoÅ‚omiona i w jakiÅ› odrÄ™twiaÅ‚y sposób wdziÄ™czna chÅ‚opakowi za ratunek. WyszÅ‚a z niej wÅ›ciekÅ‚a. Nie byÅ‚a pewna, jak doszÅ‚o do zmiany nastroju. Ale w jakimÅ› momencie, kiedy przemywaÅ‚a zadrapania na twarzy i ramionach, rozzÅ‚oszczona brakiem lustra i tym, że w samochodzie Tylera zostawiÅ‚a torebkÄ™, znów zaczęła coÅ› czuć. I byÅ‚ to wÅ‚aÅ›nie gniew. Niech szlag trafi Stefano Salvatore. ByÅ‚ zimny i opanowany, nawet kiedy ratowaÅ‚ jej życie. Niech szlag trafi tÄ™ jego uprzejmość, galanteriÄ™ i mury, które wokół siebie zbudowaÅ‚, a które teraz wydawaÅ‚y siÄ™ wyższe i grubsze niż kiedykolwiek przedtem. Wysunęła z wÅ‚osów resztÄ™ spinek i za ich pomocÄ… pospinaÅ‚a sukienkÄ™ z przodu. Potem
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|