|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w tors. Długi, namiętny pocałunek. Dopiero potem osuwacie się na trawę. Quinn ochłonął mniej więcej przy piątym ujęciu - i dopiero wtedy zaczął uważnie obserwować twa rze zgromadzonych na polanie ludzi. Szukał wzro kiem kogoś, kto patrzy na Chantel inaczej niż wszy scy, kto nie przygląda się jej okiem zawodowca, lecz pożera ją oczyma wypełnionymi żądzą i za zdrością. Dokładnie tak jak on przed chwilą. Musiał znalezć jej prześladowcę, i to szybko. Za nim sam się w niej zakocha, zanim popadnie w ob łęd z jej powodu. Do końca sesji nie dostrzegł nic podejrzanego. Dopiero po zakończeniu ostatniego ujęcia jego uwagę zwrócił asystent reżysera, który podszedł do Chantel, objął ją ramieniem i zaczął szeptać coś do ucha. Zanim dotarli do przyczepy kempingowej, w której mieściła się prowizoryczna garderoba, Quinn zastąpił im drogę. - Dokąd idziesz, skarbie? Chantel popatrzyła na niego krzywym wzro kiem, lecz powstrzymała gniew. - Chcę chwilę odpocząć. Amos zarządził krótką OPTANIE -Cr 109 przerwę. Amos, musisz wybaczyć Quinnowi. On jest troszeczkę... zaborczy. - I wcale mu się nie dziwię. - Dobroduszny i trochę zbyt tęgi w pasie Amos poklepał Chantel po ramieniu. - Byłaś fantastyczna, po prostu fantasty czna. Zawołamy cię, gdy przyjdzie pora na bliskie ujęcia. Na razie masz pół godziny przerwy. - Dzięki, Amos. - Odczekała, aż asystent odej dzie, i dopiero wtedy odezwała się do Quinna: - Więcej tego nierób! - Czego? - Brakowało ci jeszcze noża w zębach - wark nęła, otwierając drzwi przyczepy. - Mówiłam już, że Amos jest nieszkodliwy. On tylko... - Ma nawyk obmacywania kobiet. A jedną z nich jest moja klientka. Chantel wyciągnęła z lodówki butelkę z wodą i ciężko usiadła na kanapce. - Gdybym nie chciała, żeby mnie dotykał, nie dotykałby. Nie pierwszy raz pracuję z Amosem. I jeśli tylko nie będziesz zachowywać się jak skoń czony bałwan, nakręcimy wspólnie jeszcze nieje den film. Quinn też zajrzał do lodówki i ku swemu zado woleniu dostrzegł w niej piwo. - Posłuchaj, skarbie, nie zamierzam zawężać kręgu podejrzanych tylko dlatego, że tak ci się po doba. Najwyższy czas, abyś przestała udawać, że nie wierzysz, by osoba, która cię prześladuje, na leżała do kręgu twoich bliskich. 110 > OPTANIE - Niczego nie udaję. - Udajesz. - Wziął tęgi łyk piwa, po czym przy siadł obok niej. -1 to udajesz dużo gorzej niż przed kilkoma minutami, gdy tarzałaś się z tym facetem po trawie. - To moje życie i moja praca. - Tak jest. - Ujął ją za podbródek. - A znalezie nie tego zboczeńca - moja. Aha, jeśli ma cię to uspokoić, skreśliłem Cartera z listy podejrzanych. - Seana? - spytała z wyrazną ulgą. - Dlaczego? - Jeśli mężczyzna jest opętany na punkcie ko biet... a chyba zgadzamy się, że ten szepczący ko leś ma niezłego świra... - Na pewno. - No więc gdybym to ja był takim świrem, nie otrząsnąłbym się tak łatwo z kurzu i nie poszedł sobie w siną dal po spędzeniu połowy dnia z na wpół nagą kobietą, która śni mi się po nocach. - Tylko tyle? - Chantel wyciągnęła się wygod nie na poduszkach i rozprostowała nogi. - Nie wy magało to jakiejś karkołomnej dedukcji. - Powiedzmy, że także odrobinę intuicji. - A co sądzisz o samej scenie? - Powinni puścić na polanę mgłę. - Och, daj spokój! - Podniosła do oczu butelkę i przez chwilę obserwowała rosę na szkle. - Seks w tym filmie to kwestia drugorzędna. Chodzi o zderzenie dwóch światów - brutalnego, cyniczne go, pragmatycznego i świata szlachetnych ideałów. Hailey patrzy na świat oczami ufnego dziecka, jest OPTANIE & 111 zachwycona życiem, to spotkanie to dla niej nie jakieś obłapianie się na trawie, ale czysta poezja. Nagość, seks, szelest trawy pod jej plecami mają drugorzędne znaczenie. - Ale dzięki temu szelestowi będą sprzedawać się bilety. - Nie bilety. To film telewizyjny. Już nam za płacono. Do licha, Quinn, włożyłam w tę scenę całą duszę. To punkt zwrotny w życiu Hailey. Gdyby... - Okay, byłaś dobra - przerwał krótko i Chantel wlepiła w niego zdumiony wzrok. - Możesz to powtórzyć? - Powiedziałem, że byłaś dobra. Ale to nie ja przyznaję Oscary, skarbie. Podciągnęła kolana pod brodę i oparła na nich głowę. - Jak dobra? - Cholernie dobra. Tak dobra, że miałem ochotę zdefasonować buzię temu Carterowi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|