|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozumiem kelner skłonił się i niesłychanie szybko zniknął. Dziwny typ powiedziała panna Camlis. Dla mnie wybitnie podejrzany. Merlin parsknął śmiechem. To nasz agent. Bardzo zabawny facet, zresztą dobry pracownik. Nosi na barkach bogatą przeszłość. Był nurkiem, barmanem na statku, kelnerem w kilku zakazanych knajpach, występował też w cyrku. Wygłupia się korzystając z tego, że na sali puchy i że mam do niego słabość. Inspektor rozejrzał się wkoło. Widzę, że nasz przyjaciel Alain wziął sobie do serca dzisiejszą zabawę... "Cacadou" świeciło jeszcze pustką. Gdzieniegdzie siedziały niewinne, nie przeczuwające niczego parki, poza tym w dziwnie regularnych odstępach tkwili przy stolikach mężczyzni, samotnie albo po dwóch, owiani kłębami dymu, zatopieni w myślach nad kieliszkami z alkoholem, o których zdawali się nie pamiętać. Reprezentowali oni wszystkie niemal typy męskiej urody i męskiego wieku, a mimo to odnosiło się wrażenie, że łączy ich jakaś jednna troska. Tylko wspólny stolik sierżantów: Gobin i Marly, odmienionych nie do poznania w oryginalnego kroju smokingach, mógł przywodzić na myśl trochę weselsze życie prowincjonalnych kupców. Weszło właśnie liczne towarzystwo, składające się z ładnych kobiet i eleganckich mężczyzn, za nimi dziarsko wkroczyła podtatusiała para zapewne Belgów lub Holendrów, widocznie żądna smaku wszystkich nicejskich rozkoszy. Orkiestra zagrała fokstrota, zrobiło się naturalniej. Po cudzoziemskiej parze zjawiła się grupa młodych dziewcząt, które z największą swbodą roztasowały się w głębi przy dużym stoliku w loży i wśród podnieconych chichotów lustrowały bezczelnie lokal. Orkiestra wzmocniła perkusję, starsi państwo z Holandii lub Belgii wbiegli na parkiet i zaczęli z szaloną szybkością bawić się za swoje pieniądze. Samtni mężczyzni spoglądali posępnie na lożę dziewcząt. Obok inspektora Merlin wyrósł spod ziemi chudy kelner i zaczął ustawiać kieliszki. Mrozi się zaraportował melodyjnie. Spuściwszy głowę przeszedł na swój mistrzowski szept: Privet kłóci się z jakimś facetem. Carpeau melduje, że wszystko w porządku. Goście z wolna napływali. Około wpół do jedenastej zjawił się na sali Privet. Rzucił okiem na wolne jeszcze stoliki, zrobił przegląd zajętych, zręcznie omijając przedstawicieli policji, zamienił parę słów z kelnerami i zaopiekował się jakimś nowo przybyłym towarzystwem. Robiło się coraz ciaśniej. Przyszedł adorator lady Wintermoor powiedziała nagle panna Camlis. Leclot, mizerny, wyraznie niedospany, stał przy wejściu i przyglądał się obojętnie sali. Przez moment zatrzymał wzrok na miejscu, gdzie pod ciemnopomarańczowym abażurem znajdował się mały stolik, obecnie przez nikogo nie zajęty. Zamiast tajemniczego spojrzenia angielskiej arystokratki poczuł na sobie świdrujące oczka siedzącego w sąsiedztwie sierżanta Gobin, wobec czego zakręcił się na pięcie i poszedł w stronę baru. Tymczasem były nurek z dyskrecją podwiózł do stołu Merlina otulone serwetami wiaderko, orkiestra zagłuszyła wystrzał korka, utonęły w niej także słowa przeznaczone wyłącznie dla uszu inspektora. Carpeau otrzymał z "Tarasconu" komunikat, że niejaki pan Thomson opuścił przed chwilą hotel. Ten człowiek przybył do Nicei na "Prince de France" w wiadomym dniu. Dzisiaj przenosi się do apartamentu sąsiadującego z pokojami C. i T. Jegomość, z którym kłócił się Privet, nosi nazwisko Woschynsky. Siedzi w garderobie artystek. Mam nadzieję podniósł głos do wyżyn operowych że ten gatunek szampana odpowiada pani? Owszem zgodziła się uprzejmie panna Camlis, która ten gatunek szampana piła po raz pierwszy. Orkiestra bisowała sambę i na parkiecie uwijało się już kilkanaście par. Nastrój stawał się coraz swobodniejszy. Jeden facet z obstawy zaryzykował i poprosił do tańca panienkę z loży. Ostatecznie nic niepokojącego dotąd nie zaszło, a parkiet był takim samym terenem obserwacji, jak każde inne miejsce w "Cacadou" czy okolicy. Sierżant Marly najwidoczniej także nie mógł usiedzieć, bo już drugi raz wychodzi do szatni, zostawiając Gobina samego. Ten z niewzruszonym spokojem sączył wino z wysokiego kieliszka, w którym od godziny prawie nic nie ubyło. Merlin i panna Camlis z rzadka wymieniali uwagi. Inspektor próbował bawić młodą kobietę, ale panna Camlis wykazywała coraz silniejsze zdenerwowanie i nie mogła się skupić na żadnnym temacie. Była pani na jakimś ciekawym filmie? zagaił jeszcze raz inspektor. Ja? Tak. To zmnaczy, nie, nie byłam odrzekła z roztargnieniem panna Camlis. Przepraszam pana na chwilę, zaraz wrócę. Przeszła przez salę budząc zainteresowanie znacznej części gości. Wróciła bardzo prędko i lokując się przy Merlinie informowała podnieconym szeptem: W damskiej toalecie także urzęduje tajniak. Zobaczyłam mężczyznę, myślałam, że się pomylił, więc ostro zwróciłam mu uwagę. Inspektor powiedział: Za mało mamy kobiet. Ach, nie o to chodzi żachnęła się panna Camlis. Tylko naprawdę coś wisi w powietrzu. Coś się dzisiaj stanie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|