|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wejść! Tym razem nie była to pokojówka, lecz Christophe ubrany z wyszukaną elegancją w obcisłe bryczesy i białą lnianą koszulę. - Czego chcesz? - spytała z wściekłą miną, energicznym ruchem naciągając drugi but. - Sprawdzam tylko, czy jesteś punktualna, Serenity - odpowiedział z uprzejmym uśmiechem, przesuwając aroganckim wzrokiem po jej zbuntowanej twarzy i drobnym ciele ubranym we wzorzystą podkoszulkę i obcisłe dżinsy. Lekko zmieszana tym przenikliwym spojrzeniem, wstała. - Jestem gotowa, kapitanie, ale obawiam się, że nie okażę się pojętnym uczniem. - Zobaczymy, moja droga. Chyba jesteś w stanie pojąć kilka prostych instrukcji. Najwyrazniej lubił ją prowokować i znów mu się udało. W wyniosłym milczeniu pomaszerowała za nim do stajni, z uporem wydłużając kroki, aby iść obok niego, a nie za nim. Przed stajnią czekały już dwa osiodłane konie - jeden czarny i lśniący, drugi gniady. Serenity przystanęła gwałtownie. Konie wydawały jej się niewiarygodnie duże. Przyglądała im się ze zmarszczonym czołem. - Co zrobisz, jeśli stąd ucieknę? - spytała. - Sprowadzę cię z powrotem. - Na widok jej nachmurzonej miny tylko uniósł ciemne brwi. - Ten czarny należy pewnie do ciebie - powiedziała niepewnie, starając się zapanować nad ogarniającym ją strachem. - Widzę, jak galopujesz na nim po polach w świetle księżyca, z połyskującą szablą u boku. - Masz bujną wyobraznię. - Wziął wodze jaśniejszego konia i podprowadził wierzchowca do Serenity. Bezwiednie się cofnęła. - Pewnie chcesz, bym na niego wsiadła? - Na nią - poprawił ją, uśmiechając się półgębkiem. - Nie obchodzi mnie płeć. - Była zdenerwowana i zła na siebie za tak jawne tchórzostwo. Spojrzała na spokojnie stojącego konia i przełknęła ślinę. - Ona... ona jest bardzo duża. - Babette jest równie miła jak Korrigan - zapewnił Christophe niespodziewanie łagodnym tonem. - Lubisz psy, prawda? - Tak, ale... - Ona jest bardzo delikatna. - Ujął dłoń Serenity i przyłożył do łba Babette. - Ma szlachetne serce i zrobi wszystko, by cię zadowolić. Ręka Serenity znalazła się pomiędzy gładką skórą konia a twardą dłonią Christophe'a. Dla Serenity to zestawienie okazało się dziwnie przyjemne. Odprężyła się nieco i zdobyła się nawet na pogładzenie wierzchowca. - Jest miła w dotyku - powiedziała, ale klacz nagle parsknęła, więc Serenity odskoczyła instynktownie i oparła się o klatkę piersiową Christophe'a. - Odpręż się. - Cicho zachichotał i objął ją ramionami w talii, aby się nie przewróciła. - Ona chce ci tylko wyznać, że cię lubi. - Ale mnie przestraszyła - odpowiedziała Serenity. Gdy odwróciła się, aby powiedzieć mu, że jest gotowa zacząć, okazało się, że nie potrafi wykrztusić słowa. W milczeniu utonęła w jego ciemnych, zagadkowych oczach. Pragnęła, by znów ją pocałował. Ale Christophe zmarszczył brwi i odsunął się. - Zaczynamy! - Chłodny i opanowany, bez wysiłku wszedł w rolę instruktora. Ambicja wzięła górę. Serenity, przełamując strach, pozwoliła, aby Christophe pomógł jej dosiąść konia. Uważnie wsłuchiwała się w polecenia Christophe'a i wykonywała je z namaszczeniem, by więcej nie zrobić z siebie idiotki. Obserwowała z zazdrością, jak Christophe z wdziękiem i elegancją wskakuje na karego ogiera. Czerń pasowała do tego dumnego, tajemniczego mężczyzny. Serenity przyznała z niechęcią, że Tony nawet w najbardziej upojnych chwilach nie działał na nią tak elektryzująco, jak zaborcze spojrzenia tego dziwnego, wyniosłego arystokraty. Przecież on mi się wcale nie podoba, pomyślała. Jest taki... nieprzewidywalny. - Czy zamierzasz uciąć sobie drzemkę, Serenity? Drwiący głos Christophe'a raptownie przywrócił ją do rzeczywistości. - Naprzód, moja droga! - Z wykrzywionymi ironicznie ustami powoli, stępa, ruszył spod stajni. Jechali czas jakiś obok siebie. Serenity poczuła, że się odpręża w siodle. Słuchała wskazówek Christo-phe'a, a klacz posłusznie reagowała na jej ruchy. - Teraz przejdziemy w kłus - powiedział nagle Christophe. Serenity spojrzała na niego poważnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|