[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mniej osłupiałą July.
- Policja! - zawołał. - Ręce do góry!
Policja? July zamrugała z niedowierzaniem.
Tucker stał pośrodku pokoju, ściskał pistolet obiema rękami,
jego brązowe oczy płonęły dzikim gniewem.
Tucker jest policjantem? Otworzyła usta, wstrząśnięta od-
kryciem. Nagle wszystko stało się jasne. Jego tajemnicze zacho-
wanie, dystans, niechęć do mówienia o sobie. Cały czas ukrywał
przed nią swój prawdziwy zawód.
- Rzuć to! - krzyknął do Mikosa, który wyjął pistolet z kiesze-
ni kurtki. - Natychmiast!
Przestępca mamrotał coś pod nosem, ale wykonał polecenie.
Dywan stłumił odgłos upadającej broni.
- Załóżcie ręce za głowę - warknął Tucker. - Obydwaj.
Bracia zawahali się, wymienili szybkie spojrzenia.
- Ręce za głowę! - powtórzył.
July obserwowała go w akcji, zafascynowana. Był taki silny,
zdecydowany, pewny siebie, zupełnie inny niż ten burkliwy, sa-
motny włóczęga, jakiego wcześniej poznała. Jego prawdziwy cha-
rakter czynił go jeszcze bardziej pociągającym, po raz pierwszy
naprawdę zaimponował jej.
119
S
R
- Na podłogę! - Tucker zamachał pistoletem w kierunku
przestępców. - Natychmiast!
Mężczyzni burknęli coś i niechętnie, ale jednak klęknęli.
- Nic ci nie jest? - Tucker zwrócił się do July.
Po raz pierwszy, odkąd wszedł do mieszkania braci Stravanos,
skierował na nią uwagę. Podniosła wzrok. Zaskoczył ją wyraz
prawdziwego niepokoju w jego oczach. Czyżby mu na niej zależa-
ło? Czy to możliwe? Nie śmiała żywić nadziei, że mógłby odwza-
jemniać jej uczucia.
- Nie, wszystko w porządku - szepnęła.
- To dobrze. - Skinął głową, nie ujawniając żadnych emocji.
Przeszedł obok niej w kierunku przestępców. Z kieszeni
spodni wyjął parę kajdanek.
- Macie prawo milczeć...
- Rzuć broń, Tucker.
July przeniosła wzrok z Tuckera na mężczyznę, który pojawił
się w drzwiach. Był znacznie starszy, po pięćdziesiątce. Jego
opuchnięta i zaczerwieniona twarz zdradzała skłonność do nad-
używania alkoholu. Oburącz trzymał broń wymierzoną wprost w
głowę Tuckera.
- Duke? - Tucker był wyraznie zaskoczony. - Co tu robisz?
- Połóż pistolet na podłogę - rozkazał Duke. Jego twarz
nie wyrażała żadnych uczuć.
- Na litość boską, nie wierzę, że związałeś się z tymi dwoma.
- Głos Tuckera załamywał się nieznacznie, gdy to mówił, jednak
nie wypuszczał broni.
- Nie zmuszaj mnie, żebym do ciebie strzelił. Odłóż pistolet.
- Oszukałeś mnie.
- Długo główkowałeś, zanim to do ciebie dotarło.
- Dlaczego, Duke? Jak mogłeś tak nisko upaść? - Pokazał
głową braci Stravanos.
120
S
R
- Głupie pytanie, Haynes - prychnął.
- Dla pieniędzy?
- A jak myślisz?
- Nisko upadłeś.
- Muszę myśleć o przyszłości.
Tukcer był zdruzgotany. Nie mógł uwierzyć, że zdradził go
stary przyjaciel. Właściwie, czemu nie? Czy nie doznał wystarcza-
jąco dużo upokorzeń ze strony własnej rodziny, aby przywyknąć
do ludzkiej podłości? Powinien być przyzwyczajony. Nigdy jed-
nak nie spodziewał się tego po Duke'u. Kiedyś był dla niego jak
ojciec, teraz zdradził dla pieniędzy.
Rzucił okiem na July. Stała za nim, blada i przerażona. Jej wi-
dok sprawił, że miał ochotę rzucić się na nich wszystkich z pię-
ściami. Jak mogli wciągać ją w swój brudny świat?
Zmieniać tę ufną istotę w drżącą ofiarę? Nie zasługiwała na
takie traktowanie.
- Wypuść dziewczynę, Petruski. Nie jest ci potrzebna.
- Za dużo wie.
- I co z tego? Zdążycie daleko uciec, zanim powiadomi kogo-
kolwiek.
- Rzuć broń. - Duke uniósł w górę brew. - Mówię poważnie.
Tucker potrząsnął głową, ale rzucił pistolet pod nogi Petru-
skiego.
Bracia Stravanos podnieśli się z podłogi. Rechotali, zadowole-
ni, i szturchali się łokciami.
- I kto jest górą, co? - zaczepiał Tuckera Mikos.
- Już nie wygląda na takiego ważniaka jak przed chwilą, co? -
dodał Leo.
- Pakujcie pudła - przerwał im Duke i pokazał głową na
drzwi. - Mój samochód stoi na parkingu.
- Co z nimi? - dopytywał się Leo.
121
S
R
- Ja się nimi zajmę. - Duke skierował pistolet na Tuckera
i July.
122
S
R
ROZDZIAA DZIEWITY
Sznury wbijały jej się w ciało. Petruski posadził ich plecami
do siebie na dwóch drewnianych krzesłach, które były w pokoju,
związał im ręce w nadgarstkach i zostawił samych w zupełnej
ciemności. Palce July były ścierpnięte i lodowate.
- Myślałam, że nas zabije - odezwała się.
Oddychała głęboko, aby powstrzymać napływające do oczu łzy.
- Za duży z niego tchórz - mruknął Tucker.  Jeszcze pożałuje
dnia, w którym zostawił mnie przy życiu. Kiedy tylko stąd wyj-
dziemy, będę go ścigał jak pies myśliwski, póki go nie dopadnę.
Jego głos, przepełniony goryczą, niepokoił July. Zemsta nie
jest rozwiązaniem, tak samo jak złość.
- Musisz nauczyć się przebaczać - powiedziała miękko. - Jest
w tobie tyle złości. Nie będziesz szczęśliwy, dopóki jej nie poko-
nasz.
Tucker prychnął kpiąco.
- Duke był kiedyś moim przyjacielem. Widziałaś, co zrobił.
Całe moje życie tak wygląda. Jedna zdrada za drugą.
- Tym bardziej powinieneś wybaczać. Twoje negatywne
nastawienie przyciąga te same złe doświadczenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blacksoulman.xlx.pl
  •  

    Powered by WordPress dla [Nie kocha się ojca ani matki ani żony ani dzieca, lecz kocha się przyjemne uczucia, które w nas wzbudzają]. Design by Free WordPress Themes.