|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Po raz ostatni przepatrzyli zamek, tym razem zachowując jeszcze większą ostrożność, nikt bowiem nie miał ochoty znów wpaść do lochu. 122 W zamku nie było jednak mrocznych kątów ani interesujących zakamarków. Skarb musiał znajdować się w Tierstein. W Niemczech albo Austrii. W końcu Móri polecił: - Stańcie w bezpiecznym miejscu... Powiedzmy tutaj, przy tej skalnej ścianie. Wejdzcie trochę wyżej na skałę, o, tak! Stanął wraz z nimi, a potem poprosił, by zamknęli oczy i zatkali uszy. - Nie ma mowy! - obruszył się Erling. - Jeśli zamierzasz zaklinać, chcę na to patrzeć! Wszyscy pozostali go poparli. Móri westchnął zrezygnowany. - Jak sobie chcecie! Ale to wymaga ode mnie ogromnej koncentracji. Niezwykłego wysiłku! - Doskonale! - ucieszył się Erling. - A co masz zamiar zrobić? - Oczyścić to miejsce ze zła, tak by nikt nie musiał się bać legendarnego zamku Tiersteingram. Na chwilę przymknął oczy. Usiadł na piętach, dłońmi .. wsparł się o Ziemię. Potem wstał i podniósłszy ręce do góry rozpoczął zaklinanie. Brzmiało to niesamowicie, obco i przerażająco. Utkwili wzrok w jego niezwykłej postaci i zauważyli, co się dzieje, dopiero gdy usłyszeli huk i trzask. Wówczas obejrzeli się na zamek. A zamek się rozpadał! Kamienne bloki odrywały się od murów, ziemia trzęsła się i przesuwała, zapadły się piwnice. Nawet skała pod ich stopami zadrżała. Oniemiali patrzyli na ten pokaz siły czarnoksiężnika. Wreszcie na powierzchni ziemi pozostał tylko olbrzymi stos kamieni, którego nikt nie podejrzewałby, że stanowi szczątki pradawnego zamku. Móri doszedł do siebie, popatrzył na nich i uśmiechnął się. Milczeli przez długą chwilę. - Kto mówił o najpotężniejszym czarnoksiężniku na świecie? - spytał Erling nieswoim głosem. Móri skromnie spuścił wzrok. - To nie tylko twoje dzieło - stwierdziła Tiril. Ciemne oczy czarnoksiężnika patrzyły prosto na nią. - To prawda. Nie byłem sam. 123 Pokiwali głowami. Wszystko stało się bardziej zrozumiałe. Jeśli w ogóle można tak powiedzieć o niesamowitych wydarzeniach, które przed chwilą rozegrały się na ich oczach. Przesłali niewidzialnym towarzyszom ciepłe myśli. Erling zauważył cierpko: - Czy zdajesz sobie sprawę, że obróciłeś w perzynę cenny pomnik przeszłości? - Zniszczyłem gniazdo zła - odparł Móri. - To było ważniejsze. Tiveden to przepiękny las, niewiele już takich. Teraz ludzie i zwierzęta będą mogli poruszać się po nim bez strachu. - Miał pan całkowitą rację - przyznał Fredlund. - Ludziom, którzy będą o to pytać, odpowiem, że Tistelgorm naprawdę istniało, lecz przepadło bez śladu. Bardzo dobrze! - ucieszyła się Tiril. - Jedno tylko mnie zastanawia. Również moja matka wspomniała o Tistelgorm. A przecież właśnie ona, potomkini hrabiów von Tierstein, mówiąca po niemiecku Austriaczka, powinna chyba powiedzieć: Tiersteingram. - Nie wiemy, co naprawdę powiedziała twoja matka przypomniał Erling. - Akuszerce jej słowa mogły się skojarzyć z tistel , ostami. Tiril zamyśliła się. - No tak, chyba masz rację. Ale, Móri... Przecież nie wszyscy czarnoksiężnicy są zli. Dlaczego uważasz, że ci akurat byli zli? Móri westchnął. - Na Islandii odróżniamy białą magię od czarnej. Oni ujmowali się zabronioną czarną magią. Po prostu wiem. To byli straszni ludzie! Chodzmy już stąd, opuśćmy to nieprzyjazne miejsce! Kiedy nareszcie skierowali się ku wyjściu, Nero jakby się ocknął. W skalnym korytarzu gwałtownie się zatrzymał. Czujnie popatrzył w ciemność przy skale, gdzie poprzednio tkwiła mroczna dusząca zjawa. Powarkując wycofał się, przy ludziach poczuł się bezpieczny. - Nie bój się, Nero - łagodnie mówiła Tiril. - Już nie ma czego, tamto już sobie poszło! Nero spoglądał na nią, czarne ślepia o coś prosiły. - Naprawdę, Nero - zapewniała. - To już sobie poszło! Chodz, idziemy stąd! Pies jednak usiadł i cichutko popiskiwał. - Czego ty chcesz, Nero? - zachodził w głowę Erling, prowadzący go na smyczy. Móri porównywał odległości. - Pamiętacie, jak wtedy wyrwał do przodu, pociągając za sobą Erlinga, i ziemia się zapadła? 124 - Owszem - ciężko westchnął Erling. - Kierował się wówczas ku jakiemuś miejscu w skale, kawałek w lewo od wejścia do zamku i skalnego korytarza. Gdybyśmy posuwali się w tym samym kierunku, oczywiście przez skałę, doszlibyśmy akurat do tego miejsca w grocie, to z lewej strony, prawda? - Zgadza się - przyświadczył Erling. - Jak najbardziej - pokiwał głową Fredlund. - Daj mi na chwilę Nera, Erlingu - poprosił Móri. - Panie Fredlund, czy mógłby się pan postarać o nową pochodnię? - Arne, przynieś z lasu kawałek drewna! - nakazał oberżysta. Mój sługa ma także sługę, pomyślała Tiril. Fredlund zwrócił się do nich: - Moim zdaniem, po wydarzeniach tej nocy powinniśmy zapomnieć o wszelkich tytułach. Mam na imię Tobias: Uroczyście podali sobie ręce. Jakże śmieszna ceremonia na odludziu, w podziemnym korytarzu, lecz bardzo szwedzka! Arne przyniósł odpowiednią gałąz, ogień oświetlił grotę. - Miałem nadzieję, że już koniec z przygodami - mruknął Erling. - Niestety! Prowadz nas, o najjaśniejsza z gwiazd, czyli Nero! Uśmiechnęli się pod nosem. Pies, przekonawszy się, że niebezpieczna wełnista mgła już go nie zaatakuje, pan naprzód z zapałem. Pociągnął Móriego w ciemności. - Pochodnia! - zawołał Móri. - Grota prowadzi dalej! Pospieszyli za nimi. Nero i Móri przystanęli. Migotliwy blask oświetlił odległą część groty. Zbliżyli się niepewnie. W jednym miejscu musieli się schylić, by zmieścić się pod sklepieniem, lecz zaraz znów mogli się wyprostować. - A więc to tak. - Fredlund starał się nie okazać zdziwienia. - Właśnie - powiedział Móri. Drogę zagradzała im skalna ściana. Wyraznie rysowały się w niej drzwi. - A zatem tego strzegł mglisty potwór - domyśliła się Tiril. - Najpewniej - odparł Erling. Usłyszeli, jak Arne wzdycha drżąco. Widać dość już miał niecodziennych wydarzeń. - Czy będą takie same problemy z otwarciem? - spytał , Fredlund.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|