|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaraz pomyślała, że z pewnością właśnie dlatego wciąż nic do niego nie czuje. - Chcę, żebyś mi pomógł - doda- ła, zdobywając się na śmiałość, która ją samą zdumiała. Nathan, któremu oczy rozbłysły, gdy to usłyszał, znów się nad nią pochylił, żeby ją pocałować, wtem jednak wyskoczył na nich z lasu olbrzymi pies i, wy- dając z siebie głębokie warknięcie, skoczył Nathanowi na piersi. - Co to za cholera... - wybełkotał Nathan, gdy kud- 60 S R łaty potwór powalił go na plecy i nie pozwalał wstać, zagrażając gardłu odsłoniętymi kłami. Po chwili jednak stracił zainteresowanie swoją ofiarą, przewrócił butelkę szampana, który rozlał się na koc i rzucił się żarłocznie na krakersy i ser, tylnymi ła- pami rozgniatając winogrona i wcierając resztki ka- wioru w nogawki spodni Nathana. - O mój Boże - jęknęła Carrie na widok pobojowi- ska, które powstało za przyczyną koszmarnego psiska. - O mój Boże - powtórzyła głośniej, kiedy wreszcie po- znała tego zwierzaka, dorodnego nowofundlandczyka. Była pewna, że jego właściciel jest gdzieś w pobliżu. I rzeczywiście, zza drzew wyłonił się zaraz Ryan Evans, który podbiegł do nich ze zmarszczoną brwią i zatroskanym wyrazem twarzy. - Nie wierzę własnym oczom - zawołała Carrie, widząc, jak Ry potrząsa trzymaną w ręku pustą obrożą ze smyczą. Skonsternowany, przystanął koło nich, nie mogąc złapać tchu, tak jakby z całych sił gonił przed chwilą swego psa, i rzucił jej bezradne spojrzenie. - Ja też. Ten czort wyślizgnął mi się z obroży. Sam nie wiem, jak on to zrobił. Tak, na pewno, pomyślała z sarkazmem Carrie. Ja- kimś niezwykłym zbiegiem okoliczności w to poczciwe z natury psisko, normalnie dość ociężałe, wstąpił widać diabeł i zaczęło ciągnąć tak niemiłosiernie, że aż się ze- rwało ze smyczy. 61 S R Z ledwie powstrzymywaną furią Carrie zwróciła się do Ryana i zażądała: - Natychmiast zabierz stąd Shamu, tego twojego potwora ludojada! Ry niezbyt ochoczo zaczął przywoływać rozbryka- nego zwierzaka, który znów zajął się Nathanem, liżąc go z lubością po twarzy. Carrie była tak wściekła, że świat jawił się jej na czerwono. Docierały do niej z trudem urywki słów Ry- ana, który udawał, że jest mu bardzo przykro i wy- lewnie przepraszał Nathana. - Nelson, proszę cię, pozwól, że ci pomogę. Na- prawdę ogromnie żałuję tego, co się stało. I przepra- szam za cały bałagan. Sam nie wiem, jak do tego do- szło. Shamu to zwykle wcielenie dobroci. Coś w niego wstąpiło. Ach, to doprawdy okropne, świetnie cię ro- zumiem. Wiesz co, Nelson, boję się, czy z tego kawioru nie będzie plama, tak, wątpię czy zejdzie... Słuchaj, sta- ry, spójrz, masz zupełnie mokre spodnie. Na twoim miejscu pojechałbym od razu do domu i przebrał się w suche ciuchy, inaczej przeziębienie gotowe. A o tej po- rze roku łatwo o zapalenie płuc. Z trudem podnosząc się z koca, Nathan rzucił Ry- anowi jadowite spojrzenie, ze złością popatrzał na Car- rie, zwinął koc, zabrał koszyk, po czym, z wściekłą mi- ną, bez słowa oddalił się na parking do swojego sa- mochodu. Carrie stała tymczasem w milczeniu, upokorzona, 62 S R przyglądając się spod oka, jak Shamu pochłania ostatnie okruszki krakersów i sera, podczas gdy Ryan próbuje nałożyć mu obrożę. - Dobrze się czujesz? - zagadnął ją niewinnie. Carrie odprowadziła wzrokiem odjeżdżający samo- chód Nathana, po czym z wolna zwróciła się do tego nieznośnego faceta, który po raz kolejny zepsuł jej randkę, nasyłając na nich swego czworonożnego wspólnika. - Czy ja wyglądam tak, jakbym się dobrze czuła? 63 S R ROZDZIAA PITY Ry pomyślał, że Carrie wygląda tak, jakby go miała zamordować. Nie bał się. No, w każdym razie nie za bardzo. Przeciwnie, był z siebie bardzo zadowolony. %7łało- wał wprawdzie, że nie dotarł tu wcześniej, zanim ten padalec zdążył położyć na Carrie swoje brudne łapy i ośmielił sieją całować. Trochę za pózno ich odnalazł, uwolnił Shamu i z satysfakcją w głosie rzucił mu roz- kaz: - Zabij go! Naturalnie, poczciwiec Shamu nie skrzywdziłby muchy, więc Beldonowi z pewnością nie groziło nie- bezpieczeństwo, ale ponieważ kudłata bestia była wiel- kim łakomczuchem, Ry miał nadzieję, że narobi niezłe- go bałaganu na pikniku. Jego plan nie zawiódł. Jednego tylko nie przewidział. Liczył się z tym, że Carrie będzie wściekła, ale nie przypuszczał, że ujrzy w jej oczach tyle smutku. Zrobiło mu się ogromnie przykro, że z jego powodu mała Carrie wygląda na taką nieszczęśliwą. Poczucie winy rychło przesłoniło triumf zwycię- 64 S R stwa. Niepewny, co dalej począć, Ryan stał chwilę w milczeniu, drapiąc się po brodzie. Nie miał pojęcia, jak rozwiązać ten dylemat. Jeśli zaproponuje Carrie, że ją odwiezie do domu, ona mu odmówi, miał to jak w ban- ku, i powędruje taki szmat do domu pieszo. Jeśli poże- gna się szybko i będzie chciał odejść, doprowadzi ją za- pewne do furii, ale wtedy jest szansa, że Carrie zażąda, by ją odwiózł. Ry wybrał to drugie rozwiązanie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|