[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dzień.
Rano obudził się z lekkim bólem głowy. Teraz ból dokuczał mu bardziej, być może z powodu prze-
rwanego snu, poza tym wciąż denerwowało go wspomnienie tej głupiej rozmowy w  Kocie . Spotkanie z
Hughesem też wyprowadziło go z równowagi.
Jęknął. Jeśli ten nastrój mu nie przejdzie, to nic dziś nie napisze. Coś go trapiło, chociaż nie chciał o
tym myśleć. A do tego te strachy Janie i Gavina.
Czy coś jeszcze? O Boże! Z przerażeniem zauważył, że wpatruje się w chmurę płynącą nisko po niebie.
Chmura zdawała się rosnąć. Przyłapał się na tym, że czeka, aż coś się z niej nagle wyłoni.
 Wez się w garść, Peterze Fogg, bo staniesz się tak nerwowy jak wszyscy dookoła.
Inna sprawa, że dzień nie był przyjemny. Cicha, martwa szarość. Nawet sroka nie zaskrzeczy w pobliżu.
Owce, które pasły się pod lasem, także zniknęły, być może dołączyły do dużego stada Ruskina. A może
jednak sÄ… gdzieÅ› ukryte we mgle.
Poczuł się nieswojo.
 D o d i a b ł a ! P r z e c i e ż s i ę n i e b o j ę . O w s z e m , b o i s z s i ę . P o p r o s t u n i e
c h c e s z s i ę d o t e g o p r z y z n a ć . 
 Gdzie do jasnej cholery poszedł ten przeklęty kot? Czy mam jakiekolwiek szanse znalezienia go w tej
gęstej mgle? Nie miał ich zbyt wiele, ale zdecydował się spróbować. Chciał udowodnić, że jest odważny,
ale tak naprawdę nawet siebie nie zdołał o tym przekonać.
Cóż, do lasu nie pójdzie. Nie miało to zresztą sensu, bo jeśli Snowy tam poszła, i tak by jej nie znalazł.
Najlepiej zrobi, jeżeli pójdzie wzdłuż granicy Hodre, zaznaczonej głogowym żywopłotem. W ten sposób
zatoczy koło i dojdzie do domku, a po drodze zajrzy do kamiennego kręgu.
Peter wzdrygnął się. To ta wilgoć. Ruszył w lewo i odnalazł żywopłot. Nagle zaniepokoił się: Janie nie
mówiła, że się gdzieś wybiera.
Dokąd, do diabła, mogła pojechać? Po tych lisich wrzaskach w nocy porządnie się pokłócili. Peter wiedział,
że jeśli Janie raz zacznie się dąsać, upłynie sporo czasu, zanim znów będą ze sobą normalnie rozmawiać.
Do diabła, nie mógł przecież przejmować się wszystkimi jej humorami. Niech robi, co chce, jej sprawa.
Wśród szarej mgły ukazały się gigantyczne pnie sosen. Byłyby wysokie na pięćdziesiąt lub sześćdziesiąt
stóp, ale wiatry pochyliły je, zmieniając w niesamowite, bezkształtne twory.
Coś ześlizgnęło się z najwyższych gałęzi pobliskiego drzewa. Kruk zatrzepotał potężnymi skrzydłami, by
wzbić się w powietrze. Chwilę potem zniknął w szarej mgle. Kruk...  Póki w The Tower of London będą
kruki, Anglia nigdy nie przejdzie pod obce panowanie. Peter uśmiechnął się, usiłując przypomnieć sobie,
gdzie przeczytał czy usłyszał to powiedzenie. Głupie powiedzenie, bo cóż znaczą kruki, nawet jeśli są
ogromne? Może mają jakąś magiczną siłę? Wzdrygnął się znowu i zaczął zapinać płaszcz. Przyjście tu nie
było najlepszym pomysłem. Niezdrowa wilgoć tylko powiększyła ból głowy. Lepiej było zostać w domu,
rozpalić ogień w kominku i skończyć wreszcie pierwszy rozdział. Zakończenie musi być arcydziełem.
Powinno zachęcać czytelnika do przeczytania następnej strony. Jeśli autor nie sprosta temu zadaniu,
czytający odłoży książkę i być może już nigdy więcej nie wezmie jej do ręki. W ten sposób kilku niezłych
pisarzy odeszło w zapomnienie.
Więc to jest kamienny krąg. Jakoś dotarł do tego ukrytego we mgle miejsca. Znajdował się tylko trzysta
jardów od domku, ale strome podejście sprawiło, że odległość wydawała się dużo większa.
Krąg znajdował się jakby na ziemi niczyjej. Tutaj kończył się żywopłot, ponieważ skalisty grunt był zbyt
jałowy, by mógł na nim rosnąć głóg. Być może celowo nie zasadzono w tym miejscu niczego, aby zostawić
turystom otwarty widok. Peter uważał jednak, że nikt przy zdrowych zmysłach nie wspinałby się, żeby to
zobaczyć. Nie było tu niczego prócz kilku sosen, posadzonych zapewne dużo pózniej, już po odejściu
druidów, jeżeli kiedykolwiek tutaj byli. Znajdowało się tu także dziewięć kamieni. Być może było ich kiedyś
więcej, a miejscowi farmerzy zabrali je stąd. Nierówny, goły kawałek ziemi w kształcie nieregularnego koła.
Splecione gałęzie posadzonych zbyt blisko siebie drzew nie dopuszczały słońca. Nawet Peter, chociaż był
pisarzem, nie potrafił znalezć odpowiednich słów, aby dokładnie opisać to niesamowite miejsce. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blacksoulman.xlx.pl
  •  

    Powered by WordPress dla [Nie kocha siÄ™ ojca ani matki ani żony ani dzieca, lecz kocha siÄ™ przyjemne uczucia, które w nas wzbudzajÄ…]. • Design by Free WordPress Themes.