|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
marzę. (Bawi się wachlarzem) Jepichodow: Codziennie zdarza mi się nieszczęście, ja zaś, jeżeli wolno się tak wysłowić, tylko się uśmiecham, nawet śmieję. (Z salonu wychodzi Waria) Waria: Ty wciąż jeszcze tutaj, Siemionie? Jaki z ciebie człowiek bez uszanowania, dalibóg! (Do Duniaszy) Ruszaj stąd, Duniaszo. (Do Jepichodowa) To grasz w bilard i kij złamiesz, to spacerujesz po bawialni niby gość. Jepichodow: Jeśli mi wolno się tak wyrazić, pani nie może zgłaszać do mnie pretensji. Waria: Nie zgłaszam pretensji, po prostu mówię. Aazisz z miejsca na miejsce, pracę zaniedbujesz. Trzymamy kancelistę nie wiedzieć po co. Jepichodow: (obrażony) Czy pracuję, czy spaceruję, czy jem, czy gram w bilard - o tym mogą sądzić tylko ludzie rozumiejący i starsi. Waria: Jak śmiesz do mnie tak mówić! (Unosząc się) Jak śmiesz? Więc ja nic nie rozumiem? W takim razie precz stąd! W tej chwili! Jepichodow: (stchórzywszy) Proszę panią, żeby się wyrażała delikatnym sposobem. Waria: (całkiem nie panując nad sobą) W tej chwili precz stąd! Precz! (Jepichodow idzie ku drzwiom, ona za nim) Dwadzieścia dwa nieszczęścia ! %7łebyś mi się tu nie pokazywał! %7łeby cię moje oczy nie oglądały! (Jepichodow wychodzi, za drzwiami słychać jego głos: Złożę na panią skargę ) Co? Idziesz z powrotem? (Chwyta laskę, którą przy drzwiach zostawił Firs) Idz, idz, bo ja ci tu... co... znowu idziesz? Znowu? No to masz! (Zamierza się i w tej chwili wchodzi Aopachin) Aopachin: Zlicznie dziękuję. Waria: (gniewnie i drwiąco) Przepraszam. Aopachin: To nic. Zlicznie dziękuję za miły poczęstunek. Waria: Nie ma za co. (Odchodzi, potem się ogląda i pyta miękko) Bardzo pana uderzyłam? Aopachin: Nie, głupstwo. Swoją drogą będę miał olbrzymiego guza. Głosy w salonie: Aopachin przyjechał! Pan Jermołaj! Piszczyk: Kopę lat, kopę lat... (Całuje się z Aopachinem) Jedzie od ciebie koniaczek, mój luby, kochaneczku drogi. A my tutaj także się bawimy. (Wchodzi Raniewska) Raniewska: To pan, panie Jermołaju? Czemu tak pózno? Gdzie Leonid? Aopachin: Pan Leonid przyjechał ze mną, zaraz tu przyjdzie. Raniewska: (zdenerwowana) No i co? Przetarg się odbył? Niechże pan mówi! Aopachin: (zmieszany, boi się okazać swą radość) Przetarg się skończył około czwartej... Spózniliśmy się na pociąg, wypadło czekać do wpół do dziesiątej... (Ciężko westchnąwszy) Uf! Trochę mi się w głowie kręci... (Wchodzi Gajew; w prawej ręce ma sprawunki, lewą ociera łzy) Raniewska: Lonia, no? No, Lonia? (Niecierpliwie, ze łzami) Na litość boską, mów prędzej... Gajew: (nic nie odpowiada, tylko macha ręką. Do Firsa płacząc) Masz, wez... Tutaj anczousy (konserwa z małych rybek), śledzie kierczeńskie... - nic dzisiaj nie jadłem... Ileż przecierpiałem! (Drzwi do sali bilardowej są otwarte; słychać stukot kul i głos Jaszy: Siedem i osiemnaście ; wyraz twarzy Gajewa zmienia się; już nie płacze) Okropnie jestem zmęczony. Firs, pomożesz mi się przebrać. (Odchodzi do siebie przez salę, za nim Firs) Piszczyk: Więc jakże tam było? Opowiadaj nareszcie! Raniewska: Wiśniowy sad sprzedany? Aopachin: Sprzedany. Raniewska: Kto kupił? Aopachin: Ja kupiłem. (Pauza; Raniewska jest przybita; upadłaby, gdyby nie stała przy fotelu i stole; Waria zdejmuje klucze z paska, rzuca je na podłogę pośrodku bawialni i wychodzi) Ja kupiłem! Zlitujcie się, moi państwo, zaczekajcie, w głowie mi się mąci, nie mogę mówić... (Zmieje się) Przychodzimy na licytację, a tam już jest Dieriganow. Pan Leonid miał tylko piętnaście tysięcy, a Dieriganow od razu daje ponad dług - trzydzieści. Widzę, co się święci i ruszam z nim w zawody. Daję czterdzieści. On dorzuca po piątce, ja po dziesiątce... No, skończyło się. Ponad dług dałem dziewięćdziesiąt, i został przy mnie. Wiśniowy sad jest teraz mój, mój! (Wybucha śmiechem) Boże łaskawy, wiśniowy sad - mój! Powiedzcie mi, żem pijany, żem zmysły postradał, że to wszystko mi się śni... (Tupie nogami) Nie śmiejcie się ze mnie! Gdyby mój ojciec i dziad wstali i zobaczyli, co się dzieje, że ich Jermołaj, bity, niepiśmienny Jermołaj, który w zimie latał na bosaka - że ten sam Jermołaj kupił najpiękniejszy na świecie majątek!... Nabyłem majątek, gdzie dziad i ojciec byli niewolnikami, gdzie ich nie wpuszczano nawet do kuchni. Ja śpię, to mi się tylko roi... To owoc wyobrazni, osłonięty mrokiem niewiadomości... (Podnosi klucze, łagodnie się uśmiecha) Rzuciła klucze, chce pokazać, że już tu nie jest gospodynią... (Pobrzękuje kluczami) No... wszystko jedno. (Słychać strojenie kapeli) Hej, muzykanci, grajcie, życzę sobie was słuchać! Wszyscy przychodzcie patrzeć, jak Jermołaj Aopachin łupnie siekierą wiśniowy sad, jak drzewa runą na ziemię! Nabudujemy tu letnisk, a nasi wnukowie i prawnukowie zobaczą tu nowe życie... Muzyka, rżnąć od ucha! (Gra muzyka, Raniewska opada na krzesło i gorzko płacze. Aopachin z wyrzutem) Dlaczegóż, dlaczego nie usłuchaliście mnie? Moja biedna, moja droga, teraz już po niewczasie. (Ze łzami) Och, żeby już to wszystko prędzej minęło, żeby się jakoś zmieniło nasze nieskładne, nieszczęsne życie. Piszczyk: (bierze go pod rękę, półgłosem)
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|