|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ani drewno, ani kamień. Poza tym podłoga celi zdawała się być wykonana z tej samej substancji. Gdy uderzano w nią nogą, wydawała szczególny dzwięk, któ- ry nastręczał Prudentowi trudności w zaklasyfikowaniu go do kategorii znanych odgłosów. I jeszcze jedna uwaga: podłoga dzwięczała, jak gdyby nie spoczywa- ła bezpośrednio na ziemi polany. Tak! Miało się wrażenie, że niewytłumaczalne frrr pieści jej spód. Wszystko to nie uspokajało więzniów. Panie Prudent. . . rzekł Phil Evans. Słucham. Myśli pan, że nasza cela jest teraz gdzie indziej? Niemożliwe. A jednak w pierwszych chwilach naszego uwięzienia wyraznie czułem świeży zapach trawy i żywiczną woń drzew w parku. Teraz na próżno wciągam powietrze; wydaje mi się, że wszystkie te zapachy zniknęły. . . W rzeczy samej. Jak to wytłumaczyć? Jakkolwiek byśmy to tłumaczyli, panie Evans, musimy odrzucić hipotezę, że nasze więzienie zmieniło swoje miejsce. Powtarzam, gdybyśmy się znajdowali na jadącym wozie lub na dryfującym statku, czulibyśmy to. Frycollin wydał wtedy z siebie długi jęk, który mógłby ujść za jego ostatnie tchnienie, gdyby nie nastąpiły po nim kolejne. Wolę przypuszczać, że ten Robur wezwie nas wkrótce przed swoje oblicze odezwał się Phil Evans. 18 In petto (wł) w duchu 35 Spodziewam się zawołał Prudent i powiem mu. . . Co? %7łe zacząwszy bezczelnie, skończył po łajdackul W tym momencie Phil Evans zauważył, że zaczyna wstawać dzień. Słabe światło, jeszcze blade, przeciskało się przez wąskie okienko wydrążone w gór- nej części ściany na wprost drzwi. Musiała więc być czwarta nad ranem, bo na tej szerokości geograficznej w czerwcu, o tej godzinie, horyzont Filadelfii rozjaśnia się pierwszymi promieniami poranka. Tymczasem, gdy Uncle Prudent wyjął swój zegarek z pozytywką dzieło pochodzące z fabryki jego towarzysza wydzwonił on zaledwie trzecią za pięt- naście, mimo że nie zatrzymał się. Dziwne! powiedział Phil Evans. Za kwadrans trzecia powinno być jeszcze ciemno. Widocznie mój zegarek się spóznia. . . odparł Uncle Prudent. Zegarek z Walton Watch Companyl wykrzyknął Phil Evans. Mimo wszystko dzień wstawał. Powoli otwór zarysowywał się biało w głębo- kich ciemnościach celi. O ile jednak zorza ukazywała się wcześniej, niż pozwalał czterdziesty równoleżnik, na którym leży Filadelfia, nie działo się to z szybkością charakterystyczną dla małych szerokości. Nowe spostrzeżenie Uncle Prudenta na ten temat i nowe niewytłumaczalne zjawisko. Może dałoby się wspiąć aż do okienka zauważył Phil Evans i spró- bować zobaczyć, gdzie jesteśmy. Możemy zgodził się Uncle Prudent. I zwracając się do Frycolina, powiedział: Jazda, Fry, wstawaj! Murzyn podniósł się. Oprzyj się plecami o tę ścianę rozkazał Prudent a pan niech wejdzie na ramiona chłopca; ja będę go podtrzymywał, żeby się nie osunął. Dobrze odparł Phil Evans. Chwilę pózniej, klęcząc na ramionach Frycollina, miał oczy na wysokości okienka. Było ono oszklone, lecz nie szkłem soczewkowym, jak bulaj na statku, ale zwykłą szybą. Mimo że nie była zbyt gruba, przeszkadzała Evansowi dojrzeć co- kolwiek, bardzo mu ograniczając pole widzenia. Niech więc pan wybije szybę doradził Prudent. Może będzie pan lepiej widział? Phil Evans mocno uderzył rękojeścią swojego noża w szybę, która wydała srebrzysty dzwięk, lecz nie pękła. Następne uderzenie, mocniejsze. Rezultat taki sam. Och! zawołał Evans. Nietłukące szkło. 36 W rzeczy samej, szyba musiała być wykonana ze szkła hartowanego metodą wynalazcy Siemensa, ponieważ, mimo powtarzanych uderzeń, pozostała nietknię- ta. Było już jednak wystarczająco jasno, aby dojrzeć coś na zewnątrz przynaj- mniej w granicach pola widzenia wyciętego przez obramowanie okienka. Co pan widzi? zapytał Uncle Prudent. Nic. Jak to? Nie widzi pan drzew? Nie. Ani nawet czubków koron? Nawet tego nie. Więc już nie jesteśmy na polanie? Ani na polanie, ani w parku. Widzi pan przynajmniej dachy domów, czubki pomników? pytał Pru- dent, którego rozczarowanie, zmieszane ze złością, wciąż rosło. Ani dachów, ani pomników. Co? Ani masztów, ani dzwonnic kościołów, ani żadnego komina fabrycz- nego? Nic. Tylko przestrzeń. W tym właśnie momencie otwarły się drzwi celi. Na progu ukazał się jakiś mężczyzna. Był to Robur. Szanowni baloniarze powiedział uroczystym głosem macie teraz swobodę poruszania się. . . Swobodę! wykrzyknął Uncle Prudent. Tak. . . W obrębie Albatrosa ! Uncle Prudent i Phil Evans wybiegli z celi. I cóż ujrzeli? Jakieś tysiąc dwieście lub tysiąc trzysta metrów pod sobą powierzchnię kraju, który daremnie usiłowali rozpoznać. Rozdział szósty którego lektury raczej nie zalecamy inżynierom, mechanikom i innym uczonym. Kiedy człowiek przestanie pełzać po dnie, a zacznie żyć w lazurze i spokoju nieba? 19 Na to pytanie Kamila Flammariona odpowiedz jest łatwa: stanie się to wte- dy, kiedy postęp techniczny pozwoli rozwiązać problem lotów. A od kilku lat przewidywano, że praktyczniejsze wykorzystanie elektryczności musi do tego do- prowadzić. W 1783 roku, dużo wcześniej, nim bracia Montgolfier skonstruowali pierwszą montgolfierkę, a fizyk Charles swój pierwszy balon, kilku śmiałkom zamarzył się
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|