|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z tą materią o wiele lepiej obeznany niż Annalise, choć ona także pomagała ojcu i braciom w rozmaitych zajęciach. Oczywiście zwróci się o pomoc do swoich bliskich. Prag- 194 Barbara McMahon nęła jednak, żeby to był projekt jej i Domjnica. Może wspólny cel znów ich do siebie zbliży? Dni bez Dominica ciągnęły się w nieskończoność. Annalise na zmianę ogarniała złość i żal. Dokuczała jej niepewność i nie się mogła się pozbyć myśli o separacji. W kolejny piątek odebrała klucze do nowego domu i wpadła tam po pracy. Był słoneczny jesienny dzień, chłodniejszy niż zwykle o tej porze. Annalise czuła ziąb w całym domu. Dzwoniła już do miejscowej firmy energetycznej z prośbą, by włączono ogrzewanie. Tego dnia chciała się tylko rozejrzeć i zrobić listę najważniejszych prac. Do domu dotarła po ósmej wieczór. Na sekretarce czekała wiadomość od Dominica. Specjalnie dzwonił, kiedy jej nie było? Sprawdziła godzinę nagrania. A jednak nie, gdyby to był inny piątek, o tej porze byłaby w domu. Wybrała numer, który zostawił, i dodzwoniła się do hotelu w Hongkongu. Ale Dominie właśnie wyszedł. Z książką na temat ciąży pożyczoną od Lianne skuliła się na kanapie. Nim wybiła dziesiąta, zasnęła. Nazajutrz rano obudziła się zmęczona i zesztywniała. Mimo to przejęta nowym domem poderwała się i zaczęła szykować się do wyjścia. Właśnie wzięła prysznic, kiedy zadzwonił telefon. Owinięta szlafrokiem chwyciła za słuchawkę i usłyszała głos męża. - Cześć - rzuciła bez tchu. - Dobrze trafiłeś, akurat brałam prysznic. A u ciebie już pora kolacji? - Tak Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że jutro lecę do San Francisco. - Wracasz do domu przez San Francisco? - Jeszcze nie wracam. Czekają tam na mnie z pewnym Barwy przyszłości 195 projektem. A skoro już będę na zachodnim wybrzeżu, skoczę też do naszych klientów w Seattle. Annalise usiadła na kanapie. - Więc kiedy będziesz w domu? - spytała zła, że wciąż nie ma szansy na rozmowę z mężem. - Taką mam pracę. Czasami wyjeżdżam na dzień, czasem na dłużej. - Ale zwykle masz przerwę między zleceniami - zauważyła spokojnie. Nie okaże mu irytacji. On celowo nie wraca do domu. Ale nie może przecież stale żyć na walizkach. - Zadzwonię jutro z San Francisco. - Może do ciebie polecieć? -Nie. Przygryzła wargę. W innej sytuacji sam by ją prosił, by do niego dołączyła. Poczuła się dotknięta. - W porządku. Uważaj na siebie. - Odłożyła słuchawkę i pogratulowała sobie, że nią nie trzasnęła. Rób swoje, a ja będę robić swoje, pomyślała i poszła się ubrać. Nie wspomniała Dominicowi o domu. Będzie zaskoczony, ale nie tak jak ona, kiedy dowiedziała się o jego pierwszym małżeństwie. Wciąż doprowadzało ją to do pasji. Nie była pewna, co jest gorsze - sam fakt czy to, że coś przed nią zataił. Co by zrobiła, gdyby rzeczywiście nie pogodził się z jej ciążą i odszedł? Nie, tego nie wezmie pod uwagę. Jakiś czas pózniej dotarła do swojego nowego domu, włączyła ogrzewanie i wniosła do środka szczotkę, mopa, wiadro i środki czystości. W samochodzie miała też odkurzacz. Potem przywiezie resztę niezhędnych rzeczy. Zacznie od 196 Barbara McMahon kuchni. Po śmierci poprzedniego właściciela jego spadkobiercy, którzy mieszkali daleko, nie dbali o ten dom, więc pracy jej nie zabraknie. Szorowanie podłogi i szafek ze świadomością, ze należą do niej, sprawiało jej ogromną satysfakcję. Czy ta potrzeba uwicia sobie gniazda ma związek z ciążą? Czy to logiczny kolejny krok w procesie dojrzewania? Mieszkanie było fantastycznym pierwszym gniazdem, ale to jest prawdziwy dom, gdzie mogą zamieszkać dziadkowie i wnuki. Czy Dominie i Phyllis wynajęli dom czy mieszkanie? Jak chcieli dać na imię dziecku, jak je wychować? Czy myśleli o tym, że kiedyś zostaną dziadkami? Nabrała fatalnego zwyczaju wyobrażania sobie tamtej rodziny. To przypominało dotykanie chorego zęba - bolało, ale nie mogła przestać. Miała mnóstwo pytań i chciała zaspokoić swą ciekawość, by wyrzucić to z myśli. Zrobiła przerwę na lunch, a następnie pojechała do sklepu po próbki farb. %7łółty był ulubionym kolorem Dominica, słonecznym i idealnym do kuchni. Poprosi jednego z braci o pomoc w malowaniu. Nie miała ochoty wspinać się na drabinę czy stołek, by sięgnąć sufitu i górnej części ścian. Maleństwo, które w sobie nosi, nie pozwala na takie ryzyko. Weekend minął nie wiadomo kiedy. W poniedziałek An-nalise mimo zmęczenia dzielnie ruszyła do pracy, licząc godziny dzielące ją od powrotu do nqwego domu. W poniedziałek rano Dominie z tłumem podróżnych kierował się do odprawy na międzynarodowym lotnisku w San Barwy przyszłości 197
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|