[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nakłonić Matyldę, by powiedziała, gdzie go ukryła.
- A skąd Matylda ma wiedzieć? Przecie\ to Nils go zabrał.
- Co?!
- Tak, kiedy wyprowadzaliśmy się do Danii, zapakowaliśmy skarb. Uznaliśmy, \e
będzie najlepiej, jeśli wezmiemy go z sobą. Tamtego feralnego wieczoru Nils zaniósł
skórzaną torebkę do swego pokoju, by dokładnie obejrzeć klejnot. W tym czasie ja
pojechałam zło\yć wizytę mojej dawnej przyjaciółce. Kiedy wracałam, z daleka ujrzałam
dym, a gdy dotarłam do domu... Było ju\ po wszystkim. Nils nie \ył, a z dworu pozostało
pogorzelisko.
- A co ze skarbem?
- ZniknÄ…Å‚...
- Zniknął? Cholera! Wszystko się sprzysięgło przeciwko mnie.
Emil chyba zastanawiał się nad czymś, bo na moment zapadła cisza. Zmiercią teścia
najwyrazniej mniej siÄ™ przejÄ…Å‚ ni\ utratÄ… skarbu.
W końcu rzekł:
- A właśnie... Dziś z rana był tu jakiś mę\czyzna i twierdził, \e ma wiadomość dla
Matyldy od Brora. Nalegał, \e chce ją przekazać osobiście, więc wyrzuciłem go za bramę.
- Kapitan? - spytała bezbarwnym głosem matka.
- Chyba tak. Zdaje się, \e miał na sobie jakiś mundur.
- Ale\ z ciebie głupiec! - krzyknęła. - Przecie\ on miał skarb! Chciał go oddać
Matyldzie. Mojemu stangretowi udało się wykraść torbę z klejnotem. Ale w zajezdzie tak\e
wybuchł po\ar, a kapitan zabrał skórzaną torebkę i udało mu się zbiec.
- A więc Bror miał skarb. Ten mięczak!
- Tak, przerwałeś mi i nie opowiedziałam ci wszystkiego do końca. Tego wieczoru
kiedy wybuchł po\ar, w domu razem z Nilsem został Bror i te smarkacze. Martwego ojca
znalazł właśnie Bror. Prawdopodobnie ukradł skarb i zbiegł. Słu\ba widziała, jak uciekał na
koniu. Kiedy po\ar został ugaszony, przeszukałam pogorzelisko, ale nie znalazłam
skórzanego mieszka.
- Przeklęty Bror - syknął Emil. - Z nim zawsze były same kłopoty!
Rozmowa urwała się, gdy\ matka i syn wyszli z pokoju.
Matylda siedziała skulona, zaciskając dłonie. A więc Bror był bezpieczny. Ale co z
maluchami, z Hermanem i Bedą? Co się z nimi stało? Czy przyjechali razem z macochą?
Roztrzęsiona z trudem oddychała. Ktoś tu był i pytał o nią. Dlaczego, dlaczego nie
pozwolono jej porozmawiać z tym kapitanem?!
Jeszcze nigdy sytuacja nie wydawała się jej taka beznadziejna.
Kapitan Alvar Svantesson Befver nie zamierzał bynajmniej dać za wygraną. Wiedział
ju\ nawet, w jaki sposób przedostanie się do dworu. Z okolicznych łąk zwo\ono siano. Dwie
załadowane fury wjechały właśnie przez bramę na teren posiadłości.
Kiedy kapitan z ukrycia obserwował robotników na polu, zauwa\ył, \e nadje\d\a jakiś
wóz zaprzę\ony w dobrze utrzymanego konia.
Z daleka mo\na było poznać, \e powozi nim bogaty ziemianin.
Alvar wyszedł na drogę, a wtedy wóz się zatrzymał.
- A\ się serce kraje, gdy człowiek patrzy, jak tu wszystko marnieje - odezwał się
mę\czyzna, który najwyrazniej miał ochotę na pogawędkę. - Po wyjezdzie Nilsa Broderssona
zabrakło gospodarza!
- Rzeczywiście, szkoda takiego pięknego dworu jak Hult - przytaknął Alvar w nadziei,
\e sprowokuje nieznajomego do rozmowy.
- Hult, Hult - rzekł ten wyraznie wzburzony. - Przecie\ ten dwór wcale się tak nie
nazywa!
- Jak to? - Alvar spojrzał na niego zdziwiony.
- Prawdziwa nazwa brzmi Huld. Właściciele dobrze o tym wiedzą, ale utrzymują to w
tajemnicy.
- Dlaczego?
Nieznajomy wyraznie się uradował, \e ma przed kim zabłysnąć.
- No có\, dwór jest stary, mo\na nawet rzec, prastary. Jego historia tonie w mroku
dziejów.
- Widać, \e jest pan człowiekiem wykształconym - pokiwał głową Alvar. - Czy
mógłby pan uczynić mi ten honor i opowiedzieć co nieco o tym miejscu? Nie kryję, \e
interesuje mnie to z powodów osobistych. Bror Nilsson Huldt był... jest moim przyjacielem.
- To Bror nie opowiedział panu historii Huld?
- Nie. Wydaje mi się, \e jest tak, jak pan mówi. Unika tego tematu, jakby wywoływał
w nim ponure skojarzenia.
Alvar wymyślił tę historyjkę na poczekaniu, mę\czyzna jednak kiwał głową, jakby w
jego słowach znalazł potwierdzenie swych wcześniejszych przypuszczeń.
- Bror to właściwie dobry chłopak - powiedział. -Zresztą cała rodzina Broderssonów
to przyzwoici ludzie. Mam na myśli oczywiście pierwszą \onę Nilsa i ich czworo dzieci.
Nie dodał nic więcej. Alvar sam dopowiedział sobie, co nieznajomy sądzi o obecnym
gospodarzu Hult albo Huld. Jakie\ znaczenie mogła mieć jedna litera?
- Ród Inglingów... - zaczął nieznajomy i zawiesił głos, czekając, jakie wra\enie
wywrze na rozmówcy.
- Aha... - Alvar czuł, \e musi powiedzieć cokolwiek.
Ale nieznajomemu to nie wystarczyło. Wpatrywał się w Alvara w napięciu, jakby
dając mu szansę powiązania oczywistych, w jego mniemaniu, faktów.
- Dzieje rodu Inglingów sięgają odległych czasów - rzekł w końcu, nie kryjąc
rozczarowania, \e Alvar nie dostrzega wyraznego związku pomiędzy wspomnianym rodem a
dworem.
W tym momencie kapitan doznał nagłego olśnienia. Przypomniał sobie strofy sag
Snorrego Sturlussona. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blacksoulman.xlx.pl
  •  

    Powered by WordPress dla [Nie kocha siÄ™ ojca ani matki ani żony ani dzieca, lecz kocha siÄ™ przyjemne uczucia, które w nas wzbudzajÄ…]. • Design by Free WordPress Themes.